Dmitrij Miedwiediew udzielił gigantycznego, trzykolumnowego wywiadu wpływowemu dziennikowi „Izwiestia”. „Oddzielmy zwycięstwo od powojennych błędów ZSRR, państwa totalitarnego” – wezwał Rosjan.
Jak mówił, niezależnie od prywatnych ocen oficjalne stanowisko Rosji brzmi: „Stalin popełnił masę zbrodni wobec własnego narodu. I chociaż dużo pracował, a pod jego kierownictwem kraj odnosił sukcesy, tego, co zrobił własnemu narodowi, nie można wybaczyć”. Miedwiediew podkreślał też, że wojnę wygrał nie Józef Stalin, lecz narody ZSRR. Z tego powodu od razu w piątek jego wystąpienie ostro skrytykowali komuniści.
Prezydent zaprzeczył też, jakoby w Rosji miała miejsce rehabilitacja Stalina. „Niczego takiego nie ma i nie będzie. To absolutnie wykluczone”. Dlatego nie będzie sowieckiej symboliki ani „żadnych plakatów ze Stalinem”. Dyskusja o tym, czy na moskiewskich ulicach powinny się w Dniu Zwycięstwa pojawić wizerunki wodza, toczyła się praktycznie do ostatnich dni. Władze zdecydowały w końcu, że Stalina nie będzie.
Miedwiediew mówił wprost o totalitarnym reżimie w ZSRR. „Niestety, był to reżim, który łamał elementarne prawa i wolności. Nie tylko własnych obywateli (...). To samo było w innych państwach bloku socjalistycznego. Nie da się tego wykreślić z historii”.
Z jego słów wynikało, że zwycięstwo powinno pozostać dla zwykłego Rosjanina świętością. Ale to nie znaczy, że należy milczeć o represjach i o błędach Stalina. „Nie trzeba się wstydzić mówić całej prawdy o wojnie” – powiedział. Jego zdaniem „należy oddzielić misję Armii Czerwonej i państwa sowieckiego w czasie wojny od tego, co wydarzyło się potem”.