Po przeliczeniu głosów z ponad połowy lokali wyborczych kandydat popierany przez odchodzącego prezydenta Alvaro Uribe miał 46,8 proc. głosów i wyraźnie prowadził ze swoim rywalem, byłym burmistrzem Bogoty Antanasem Mockusem, który uzyskał 21,38 proc. poparcia. Jeśli żaden z nich – jak szacują eksperci – nie osiągnie powyżej 50 proc. głosów, 20 czerwca odbędzie się druga tura wyborów.
[srodtytul]Dziedzictwo Uribe[/srodtytul]
W kolumbijskich miastach żyje się dziś bezpieczniej niż przed ośmioma laty, gdy Alvaro Uribe dochodził do władzy. Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC) rzadko się tam zapuszczają. Wojsko zepchnęło je na tereny wiejskie. Mają pod bronią już tylko 7,5 – 10 tys. ludzi, o połowę mniej niż osiem lat temu. Za to dwukrotnie – do ponad 400 tys. – wzrosła liczba wojskowych i policjantów. Umarł historyczny lider FARC Manuel Marulanda, zginął Raul Reyes – numer dwa w partyzanckiej hierarchii. Żeby go zabić, siły zbrojne nie zawahały się zapuścić na terytorium Ekwadoru w 2008 r. Kolumbia pokazała, jak bardzo jest zdecydowana, by skończyć z marksistowską partyzantką rodem z zimnej wojny, która stoi na drodze kraju do normalności. Uwolnionych zostało kilkunastu najcenniejszych zakładników FARC, w tym była kandydatka na prezydenta Ingrid Betancourt.
To nie znaczy, że rząd już wygrał. Partyzantka wciąż jest aktywna w niektórych regionach. W tym roku przeprowadziła prawie 800 akcji zbrojnych, głównie w południowo-zachodniej Kolumbii. W zeszłym roku przemoc, także ta związana z działaniem gan-gów narkotykowych (Kolumbia jest największym producentem kokainy), pochłonęła 17 tys. ofiar.
[srodtytul]Kontynuacja [/srodtytul]