Nędza, gangi i terror

Ostatnie oddziały bojowe USA opuściły wczoraj Irak. Kraj znajduje się w opłakanym stanie.

Aktualizacja: 20.08.2010 08:52 Publikacja: 19.08.2010 21:59

Nędza, gangi i terror

Foto: AFP

Amerykańskie wojska opuściły Irak zgodnie z zapowiedzią prezydenta Baracka Obamy, że do 31 sierpnia 2010 r. zakończy misję w tym kraju. Na miejscu pozostanie jednak jeszcze 50 tysięcy Amerykanów, którzy będą szkolić iracką armię, nie biorąc udziału w walkach z rebeliantami.

– Kończymy wojnę, ale nie kończymy jeszcze naszej pracy w Iraku – powiedział P. J. Crowley, rzecznik Departamentu Stanu USA.

Od marca 2003 r., kiedy na rozkaz poprzedniego prezydenta USA George’a W. Busha armia amerykańska dokonała inwazji na Irak, wojna pochłonęła – według większości źródeł – ponad 100 tysięcy cywilnych ofiar. W kraju jest dziś bezpieczniej niż kilka lat temu, gdy przemoc osiągnęła apogeum, wciąż jednak regularnie dochodzi do zamachów terrorystycznych i strzelanin.

We wtorek terrorysta-samobójca dokonał masakry mężczyzn stojących w kolejce przed wojskowym punktem werbunkowym w Bagdadzie. Opasany pojemnikami z materiałami wybuchowymi wmieszał się w tłum ochotników i zdetonował ładunki, zabijając 61 osób i raniąc około 125.

Dużym problemem jest też przestępczość. Uznawszy wojnę za przegraną, wiele grup rebelianckich zamieniło się w zwykłe bandy rabusiów, siejące postrach wśród ludności. Według irackiego generała Kassima al Mussawiego 60 – 70 procent popełnianych obecnie w Iraku przestępstw to dzieło byłych terrorystów przekwalifikowanych na gangsterów.

Iracka elita polityczna, która będzie teraz musiała sama sobie radzić z tymi problemami, jest głęboko podzielona i skłócona. Pięć miesięcy po marcowych wyborach parlament wciąż nie może wyłonić nowego rządu. W poniedziałek laickie, choć wspierane głównie przez sunnitów, ugrupowanie Irakija zerwało rozmowy koalicyjne z szyickim Państwem Prawa premiera Nuriego al Malikiego. Ten ostatni nie chce ustąpić ze stanowiska na rzecz lidera Irakiji Ijada Alawiego, choć partia jego konkurenta minimalnie pokonała w wyborach Państwo Prawa, uzyskując o dwa mandaty więcej. Porozumienie między tymi ugrupowaniami, których koalicja miałaby razem 180 mandatów w 325-osobowej Radzie Reprezentantów, jest niezbędne do utworzenia nowego rządu.

Państwo znajduje się tymczasem w katastrofalnym stanie i nie zaspokaja podstawowych potrzeb obywateli. Administrację przeżarła korupcja. Szpitalom brakuje lekarstw i panują w nich opłakane warunki higieniczne, więc ci Irakijczycy, których na to stać, jeżdżą na leczenie za granicę. Z elektryczności można korzystać w przeciętnym irackim mieszkaniu tylko przez kilka godzin dziennie.

- Gdy nie ma prądu, letnia gorączka zamienia każdy dom w tym kraju po prostu w saunę, gdzie jakakolwiek nauka, odpoczynek czy sen są zwyczajnie niemożliwe – pisze Zaid al Ali na tureckim portalu World Bulletin. Mieszkańcy wsi zaczęli się zaopatrywać w prywatne generatory, ale są one bardzo drogie.

Rząd, pochłonięty problemem zapewnienia bezpieczeństwa, nie ma niezbędnych środków, by zająć się ochroną pól uprawnych przed skutkami coraz częstszych susz i burz piaskowych. Efektem jest upadek rolnictwa, degradacja pól i wyludnienie wsi.

Irackie miasta zalały w rezultacie produkty żywnościowe importowane z Syrii, Arabii Saudyjskiej i Turcji, których rządy wspierają rodzimych rolników. Daktyle, będące niegdyś żywnościowym hitem eksportowym Iraku, sprowadza się obecnie do tego kraju z Arabii Saudyjskiej.

W ubiegłym roku produkt krajowy brutto na głowę mieszkańca Iraku wyniósł 3600 dolarów, podczas gdy w sąsiednim Iranie – 12 900 dolarów. Jeszcze 20 lat temu Irak był zdecydowanie bogatszy od Iranu.

[ramka][srodtytul] Rozmowa dla „Rzeczpospolitej”[/srodtytul]

Thomas Mattair, dyrektor Middle East Policy Council w Waszyngtonie: Wojska mogą zostać dłużej, niż się mówi

[b]Czy irackie wojska są gotowe stanąć na straży kraju?[/b]

Thomas Mattair: Nie są w stanie ani opanować rebelii, ani bronić granic kraju. Dlatego choć właśnie kończymy misję bojową, to 50 tysięcy żołnierzy pozostanie, by szkolić irackie siły zbrojne i udzielać im wsparcia logistycznego. Oczywiście, jeśli zajdzie potrzeba, będą też uczestniczyć w operacjach wojskowych. Tak ma to funkcjonować do końca 2011 roku, kiedy nastąpi całkowite wycofanie wojsk. Daje nam to 16 miesięcy na wyszkolenie irackiej armii. Moim zdaniem Irak może jednak chcieć renegocjować porozumienie o wycofaniu naszych żołnierzy, a prezydent Obama może się na to zgodzić. A wtedy nawet po 2011 roku część wojsk by pozostała. Ale na pewno nie 50 tys. Przed 2011 rokiem dojdzie do wycofania znacznych sił.

[b]Czy zakończenie misji bojowej nie jest tylko zabiegiem na potrzeby kampanii przed listopadowymi wyborami do Kongresu?[/b]

Obama obiecywał podczas kampanii, że wycofa wojska. Ale porozumienie w tej sprawie z irackimi władzami podpisał prezydent George W. Bush. Więc obecna administracja tylko wciela je w życie i trudno mówić, że to jedynie polityczna kalkulacja z powodu wyborów. Cele misji zostają zmienione, a liczba wojsk zmniejszona. Ale faktycznie wojska dalej będą mogły walczyć z ekstremistami i al Kaidą, choć nie to będzie teraz ich głównym zadaniem. Nie powiedziałbym, że jest to sztuczny zabieg, ale sporo zależy od nazewnictwa.

[b] Jak bardzo sytuacja w Iraku różni się od tej trzy lata temu, kiedy mieliśmy apogeum przemocy?[/b]

Poziom przemocy się zmniejszył, ale wciąż jest ogromny. W ciągu ostatniego roku mieliśmy spektakularne ataki na obiekty rządowe. Dochodziło do zamachów na armię i policję, urzędników i cywilów. Ale bezpieczeństwo to niejedyny problem. Ciągle nie ma politycznego kompromisu między głównymi grupami etnicznymi, sunnitami, szyitami i Kurdami dotyczącego podziału władzy, kontroli nad złożami i zyskami z ropy czy zakresu autonomii dla Kurdów. Dlatego pięć miesięcy po wyborach główne siły polityczne nie są w stanie stworzyć rządu. To niestety zła wróżba na przyszłość, która oznacza, że przemoc może powrócić.

Irackie władze mówią, że to obecność wojsk USA była pretekstem do fali przemocy i po ich wycofaniu sytuacja się uspokoi. Nasze siły zostały w dużej mierze wycofane, m.in. z miast. Jest jasne, że Ameryka nie zamierza kontynuować misji. A mimo to do zamachów wciąż dochodzi. To pokazuje, że obecność wojsk jest tylko pretekstem, a prawdziwy powód to walka o władzę między różnymi irackimi grupami.

[b]Saddam Husajn został usunięty. Ale przez siedem lat wojny wydano setki miliardów dolarów i zginęły setki tysięcy ludzi. Warto było?[/b]

Prywatnie uważam, że nie. Zmarnowaliśmy miliardy, które można było wydać na służbę zdrowia. Zginęło około 100 tysięcy Irakijczyków i 4 tysięcy naszych żołnierzy. Są miliony uchodźców. Pretekst do wojny był niepraw- dziwy. Saddam Husajn nie miał związków z al Kaidą i nie miał programu atomowego. Był za to skutecznie powstrzymywany przez sankcje i obecność naszych sił w regionie. Tymczasem stworzyliśmy sytuację, w której Iran daje większe powody do obaw naszym sojusznikom niż przed wojną. A Irak nie będzie, jak oczekiwano, krajem, który stałby się sojusznikiem Izraela.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1059
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1058
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1057
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1056
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1055
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego