Amerykańskie wojska opuściły Irak zgodnie z zapowiedzią prezydenta Baracka Obamy, że do 31 sierpnia 2010 r. zakończy misję w tym kraju. Na miejscu pozostanie jednak jeszcze 50 tysięcy Amerykanów, którzy będą szkolić iracką armię, nie biorąc udziału w walkach z rebeliantami.
– Kończymy wojnę, ale nie kończymy jeszcze naszej pracy w Iraku – powiedział P. J. Crowley, rzecznik Departamentu Stanu USA.
Od marca 2003 r., kiedy na rozkaz poprzedniego prezydenta USA George’a W. Busha armia amerykańska dokonała inwazji na Irak, wojna pochłonęła – według większości źródeł – ponad 100 tysięcy cywilnych ofiar. W kraju jest dziś bezpieczniej niż kilka lat temu, gdy przemoc osiągnęła apogeum, wciąż jednak regularnie dochodzi do zamachów terrorystycznych i strzelanin.
We wtorek terrorysta-samobójca dokonał masakry mężczyzn stojących w kolejce przed wojskowym punktem werbunkowym w Bagdadzie. Opasany pojemnikami z materiałami wybuchowymi wmieszał się w tłum ochotników i zdetonował ładunki, zabijając 61 osób i raniąc około 125.
Dużym problemem jest też przestępczość. Uznawszy wojnę za przegraną, wiele grup rebelianckich zamieniło się w zwykłe bandy rabusiów, siejące postrach wśród ludności. Według irackiego generała Kassima al Mussawiego 60 – 70 procent popełnianych obecnie w Iraku przestępstw to dzieło byłych terrorystów przekwalifikowanych na gangsterów.