Wspominający go wczoraj koledzy ze świata polityki mówili o „symbolu epoki”. Był nie tylko jednym z najbliższych współpracowników prezydenta Borysa Jelcyna, premierem (1992 – 1998) i kandydatem na następcę głowy państwa. Gdy Jelcyn chorował, to Czernomyrdin kontrolował atomową walizeczkę i negocjował z terrorystami. To on stworzył podwaliny pod budowę potęgi Gazpromu, najbardziej dziś wpływowego rosyjskiego koncernu gazowego. Później przez lata jako ambasador w Kijowie był twarzą Rosji na Ukrainie. Choć starał się robić wrażenie, że jest to twarz zatroskanego starszego brata, Ukraińcy widzieli w nim raczej namiestnika Moskwy.
[srodtytul]Gazowe MSZ[/srodtytul]
W schyłkowej fazie ZSRR jako minister przemysłu gazowego Czernomyrdin był inicjatorem przekształcenia tego resortu w państwowy koncern gazowy Gazprom, który później stał się najpotężniejszą rosyjską korporacją. Tak bardzo wpływową, że nazywano ją drugim MSZ.
W 1992 roku został premierem. Według zamysłu Jelcyna „czerwony dyrektor” z sektora energetycznego miał być kompromisowym kandydatem w sytuacji konfliktu pomiędzy liberalnymi reformatorami i komunistyczną opozycją. Krytycy Czernomyrdina oceniali jednak, że w polityce kierował się przede wszystkim zasadą: „Co dobre dla Gazpromu, to dobre dla Rosji”, a założoną przez niego jako przeciwwagę dla komunistów partię Nasz Dom Rosja nazywano złośliwie Nasz Dom Gazprom. Układ był jasny – Gaz- prom zasilał budżet i gwarantował gospodarczy spokój, a w zamian za to państwo pozwalało mu rosnąć w siłę.
Na tle nudnawych rosyjskich polityków Czernomyrdin wyróżniał się jako król aforyzmów. „Chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zwykle” – słynny komentarz premiera na temat fiaska reformy pieniężnej w 1993 roku na dobre wszedł do rosyjskiego słownika. Niemal każdy publiczny występ polityka dostarczał mediom pożywki, bez względu na to, czy dotyczył wielkiej polityki czy spraw prywatnych. „Czy ma pan jeszcze czas, by zauważać piękne kobiety?” – spytano. „Zauważać tak, ale nic więcej. Nad czym ubolewam” – odpowiedział.