Napływa coraz więcej informacji o przesłuchaniach prowadzonych w Mińsku przez wojskowych. Andreja Nikołajeua, który filmował po wyborach demonstrację w celach prywatnych, zabrano jako świadka na milicję, a potem przewieziono do siedziby kontrwywiadu, gdzie został przesłuchany. Wcześniej kontrwywiad przesłuchał również zatrzymanego po protestach działacza opozycji Mikołę Paszkiewicza w związku z jego wypowiedzią dla pisma „Nasza Niwa” o korupcji w białoruskiej armii.
Czy działania kontrwywiadu mogą mieć związek z niedawnymi rewelacjami w prezydenckiej gazecie „Sowietskaja Biełorussija” o rzekomym polsko-niemieckim wsparciu dla próby opozycyjnego przewrotu w Mińsku? – Pytanie, czy władze wierzą w to, co same napisały. Być może niektórzy przedstawiciele kierownictwa państwa wierzą, że był taki plan – powiedział „Rz” białoruski politolog Walery Karbalewicz. Jego zdaniem wejście do akcji kontrwywiadu wskazuje na coś innego. – W wielkiej fali represji uczestniczą wszystkie struktury państwa, poczynając od służb specjalnych, milicji i prokuratury, poprzez wojsko, a kończąc
na administracji państwowej wszystkich szczebli, a nawet zakładach zwalniających opozycjonistów z pracy – podkreśla.
Zdaniem politologa Uładzimira Podgoła KGB nie może sobie poradzić z zadaniem. – Tyle przeszukań, aresztowań, nie dają rady i poprosili o pomoc wojsko. Bo to, co napisano w „Sowietskiej Biełorussii”, to niemające nic wspólnego z rzeczywistością teorie – mówił „Rz”.
Niezależne, białoruskie centrum badań społecznych NISEPI (formalnie funkcjonujące na Litwie) opublikowało wyniki badań, z których wynika, że prezydent Aleksander Łukaszenko wygrał wybory, ale uzyskał 58 procent głosów, a nie 79 (oficjalne dane), ani też 30 – 40 procent, jak sądzi opozycja. Jego główni konkurenci Uładzimir Nieklajeu i Andrej Sannikau otrzymali odpowiednio 9,7 i 7 procent głosów. Opozycjoniści dostali łącznie 32,6 procent głosów.