Mejszagoła to niewielka miejscowość położona dwadzieścia parę kilometrów na północ od Wilna. Widok typowy dla ziem byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Charakterystyczne, pokryte szalówką drewniane domki z oszklonymi gankami. Kilka uliczek, które zbiegają się przy bramie górującego nad miasteczkiem neogotyckiego kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny
Chociaż miejscowość od ponad 70 lat leży poza granicami Rzeczypospolitej, do dziś 80 procent spośród 3 tysięcy jej mieszkańców to Polacy. Wczoraj nad drogą wjazdową do Mejszagoły rozpięto transparent: „Wileńszczyzna wita prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej”. Przed budynkiem szkoły ustawił się, wymachujący biało-czerwonymi chorągiewkami, tłum. Gdy z czarnej limuzyny wysiadł Bronisław Komorowski, rozległy się wiwaty.
[srodtytul] Sygnał wsparcia[/srodtytul]
– Trudno mi zliczyć wszystkie moje wizyty na Litwie. Zawsze przyjeżdżam tu jednak z wielkim wzruszeniem. Stąd wywodzi się bowiem moja rodzina. Przemawiają tu do mnie każdy dom i każdy kamień – mówił „Rz” Bronisław Komorowski, do którego rodziny przez kilkaset lat należał majątek Kowaliszki w pobliżu Rakiszek. – Dlatego problemy polskiej społeczności na Litwie są mi wyjątkowo bliskie – podkreślił prezydent. A problemów litewscy Polacy mają ostatnio coraz więcej.
Władze nie pozwalają im w oficjalnych dokumentach pisać nazwisk po polsku, bardzo powoli załatwiana jest sprawa zwrotu ziemi, Polacy nie mogą wywieszać dwujęzycznych tablic nawet w miejscowościach, w których stanowią większość mieszkańców. A forsowany w Wilnie projekt nowelizacji ustawy oś- wiatowej zagraża polskim szkołom. Jedną z zagrożonych placówek jest szkoła średnia w Mejszagole. To, że prezydent spotkał się z Polakami właśnie na jej terenie, odebrano jako jasny sygnał wsparcia Warszawy dla polskiego szkolnictwa na Litwie i wyraz dezaprobaty dla działań władz w Wilnie. Prezydent nie ukrywał zresztą, że jest tymi działaniami „poważnie zaniepokojony”.