W ciągu ostatnich czterech lat wzrósł odsetek obywateli Rosji uważających, że Stalin „zrobił więcej dobrego niż złego", spadł natomiast procent mających odwrotne zdanie. W 2007 roku 15 procent Rosjan zgadzało się ze zdaniem „Stalin zrobił więcej dobrego niż złego". Obecnie według sondażu socjologicznego instytutu WCIOM odsetek ten urósł do 26 procent. W tym samym czasie drastycznie – z 33 do 24 procent – spadł odsetek Rosjan uważających, że w dokonaniach generalissimusa przeważało zło.
Aleksiej Grażdankin, socjolog z badającego opinię ośrodka Lewady, uważa, że jest to w dużej mierze efekt zeszłorocznej rocznicy zwycięstwa nad Niemcami, obchodzonej hucznie i szeroko. – Rocznicowy przekaz informacyjny w mediach był konstruowany głównie pod kątem „szanowania uczuć weteranów". Weterani nie życzą sobie słyszeć czegokolwiek złego o Stalinie, więc taki był też przekaz. A ponieważ rocznica w naturalny sposób zwiększyła zainteresowanie tym okresem, ten przekaz ukształtował opinię wielu spośród tych, którzy przedtem nie mieli określonego stosunku do przeszłości i zainteresowali się nią dopiero na skutek rocznicy – mówi Grażdankin „Rz". Podkreśla też, że w społeczeństwie rosyjskim wciąż żywa jest nostalgia za systemem radzieckim jako gwarantującym bezpieczeństwo socjalne. A najpełniejszym uosobieniem systemu radzieckiego jest właśnie Stalin.
Proces „restalinizacji" nastąpił w okresie, w którym rządzący Rosją zdecydowali się na ograniczone, ale jednak odcięcie się od stalinowskiego dziedzictwa. Zarówno premier Putin, jak i – w większym stopniu – prezydent Miedwiediew mówili otwarcie o dokonanych w tamtym okresie zbrodniach i czcili pamięć ich ofiar. A intelektualiści z otoczenia obu przywódców mówili o potrzebie bardziej konsekwentnej destalinizacji rosyjskiej pamięci zbiorowej, usunięcia nazw ulic i placów noszących imiona sowieckich zbrodniarzy i uczczenia pomordowanych.
Badanie WCIOM pokazuje jednak, że hasło destalinizacji nie jest w Rosji popularne. Aż 45 procent badanych zgodziło się z opinią, że „destalinizacja to mit i pustosłowie, niemające nic wspólnego z realnymi problemami kraju, mogące natomiast doprowadzić do ograniczenia swobody słowa i zniekształcenia historycznej świadomości Rosjan i uczynienia jej jednostronną". Tylko 26 procent uważa, że „Rosja nie da rady rozwijać się bez zdania sobie sprawy z omyłek przeszłości". Paradoksalnie właśnie fakt, że o destalinizacji zaczęła mówić władza, mógł wpłynąć na to, że Rosjanie zaczęli odrzucać to hasło. Ostatni rok to bowiem okres spadku popularności rządzących i wzrostu niechęci do nich. – Pamiętam, jak w latach 70. kierowcy ciężarówek zaczęli wieszać sobie w kabinach portrety Stalina – mówi „Rz" wicenaczelny opozycyjnej „Nowej Gazety" Andriej Lipski. – Ta ówczesna fala stalinowskiego sentymentu była wyrazem wzbierania nastrojów opozycyjnych wobec systemu breżniewowskiego.
To jest paradoksalne, ale tak jest i teraz. Lipski podkreśla, że stalinowskie sentymenty powiązane są z nastrojami antykorupcyjnymi, typu „Stalin zrobiłby z wami porządek!". Natomiast znany historyk Roj Miedwiediew uważa, że winne są władze, które nie dbają o to, aby drukowane w masowych nakładach jawnie stalinowskie „rewizjonistyczne" książki pseudohistoryczne były zrównoważone antystalinowskim przekazem w historiografii oraz kulturze masowej. Sugestie Miedwiediewa idą dalej. – Te (stalinowskie – PS) książki są wydawane na zamówienie polityczne – mówi. – Nie wiem, czyje zamówienie, ale widzę, że ono istnieje.