Korespondencja z Berlina
Bundeswehra będzie liczebnie znacznie mniejsza. Mniej będzie czołgów, okrętów i innego sprzętu, a z armii odejdą nie tylko tysiące żołnierzy, ale i wielu generałów, przy czym gruntownie przebudowany i mocno odchudzony zostanie sam resort obrony – takie są założenia największej reformy Bundeswehry od chwili jej powstania.
– Było już kilka reform, ale żadna nie doprowadziła do usunięcia ogromnych problemów naszych sił zbrojnych – tłumaczył wczoraj Thomas de Maiziere, szef resortu obrony, przedstawiając założenia proponowanych zmian. Wynika z nich, że zamiast obecnych 220 tys. żołnierzy w niedalekiej przyszłości armia liczyć ma maksimum 185 tys. osób, w tym kilkanaście tysięcy kobiet. Jako że w połowie tego roku zawieszeniu ulega w Niemczech obowiązkowa służba wojskowa, powstaje pytanie, czy wystarczy chętnych do podjęcia służby zawodowej.
– Na to pytanie nie jesteśmy dzisiaj w stanie odpowiedzieć – przyznał minister. Ocenia się, że dla utrzymania zakładanego stanu osobowego potrzeba co roku 15 tys. nowych żołnierzy. Z ocen resortu obrony wynika jednak, że realnie liczyć można na 5 tys. chętnych. Pozostałych zamierza się zwerbować, oferując doskonałe warunki pracy i płacy.
– To jest najsłabszy punkt reformy, której realizacja zależeć będzie od tego, ilu młodych Niemców uda się namówić do służby – twierdzi Christoph Bertram, ekspert ds. bezpieczeństwa. Od tego też uzależniona jest liczebność kontyngentu Bundeswehry biorącego udział w misjach zagranicznych.