- Starałem się wytłumaczyć sądowi, że jedną ręką klaskać się nie da – opowiadał dziennikarzom zeznający w procesie jako świadek ojciec skazanego inwalidy. – Sędzina wysłuchała moich zeznań w milczeniu, schyliła głowę i ogłosiła, iż syn jest winny – relacjonował mężczyzna.
Przypadek skazania jednorękiego inwalidy za klaskanie podczas milczącego protestu, które Białorusini organizują w każdą środę, umawiając się za pomocą Internetu na wyjście na główny plac swojego miasta o określonej godzinie i klaskanie, to jeden z najbardziej skandalicznych przejawów bezprawia, z którym stykają się uczestnicy flash mobów. Nie dość, że są chwytani przez ubranych po cywilnemu milicyjnych tajniaków, to w sądach są skazywani na podstawie milicyjnego nagrania wideo, które potwierdza tylko tyle, iż zatrzymany osobnik stał wieczorem w centrum rodzimego miasta.
Podczas procesu jednej z grodnianek zatrzymanych za powyższe „wykroczenie" oskarżona próbowała dowieść sądowi, iż na nagraniu wideo jest zupełnie inna kobieta. – To jest pani, po prostu pani przefarbowała włosy, aby uniknąć odpowiedzialności – przerwał protestującej przeciwko fałszywemu dowodowi kobiecie sędzia. Na nic zdały się argumenty, iż po zatrzymaniu oskarżona nie miała szans nawet się wykąpać, gdyż do sądu dostarczona została z milicyjnego aresztu. Orzeczenie – kara grzywny za udział w niedozwolonej manifestacji.
Podczas trwających od miesiąca środowych protestów białoruskich internautów w całej Białorusi nieznani osobnicy ubrani po cywilnemu schwytali już ponad 1700 osób, w tym – blisko 80 dziennikarzy. A w miasteczku Wilejka pod Mińskiem wśród aresztowanych w minioną środę znalazł się nawet pies, który trafił na posterunek milicji wraz z właścicielem.
Milczące protesty Białorusinów bardzo denerwują najwyższe władze Białorusi. Wizytujący w czwartek obwód mohylewski Aleksander Łukaszenko nazwał uczestników protestów „parszywą masą, czekającą tylko na moment", by wykorzystać sytuację kryzysową w białoruskiej gospodarce. Tymczasem rosyjska ksenofobiczna gazeta „Zawtra", której redaktorem jest znany wielbiciel Łukaszenki, uznawany za nieoficjalnego doradcę białoruskiego dyktatora Aleksander Prochanow, opublikowała analizę, z której wynika, iż za milczącymi protestami na Białorusi stoi niejaki „rząd światowy". Celem tegoż „rządu światowego" jest doprowadzenie na jesieni do krwawych starć na ulicach białoruskich miast i stworzenie pretekstu do zbrojnej interwencji na Białoruś ze strony krajów Zachodu w celu obalenia Łukaszenki.