Porywacz i oprawca dziewczynki najprawdopodobniej nie zginął śmiercią samobójczą pod kołami pociągu i wygląda na to, że miał wspólnika, który pomagał mu w uprowadzeniu – takie są główne tezy raportu komisji parlamentarnej badającej sprawę Nataschy Kampusch.
Sama dziewczyna twierdzi, że została uprowadzona wyłącznie przez Wolfganga Priklopila, a potem przez osiem lat była przetrzymywana w piwnicy jego domu. Zdołała się uwolnić w sierpniu 2006 roku. Wkrótce potem ciało Priklopila znaleziona w pobliżu torów kolejowych.
Powołując się na treść przygotowywanego do publikacji raportu, niemiecki „Der Spiegel" pisze, że nie było to samobójstwo. Świadczy o tym brak obrażeń ciała Priklopila, jakich należałoby się spodziewać, gdyby przejechał po nim pociąg. Głowa została wprawdzie oderwana od tułowia, lecz w sposób uzasadniający podejrzenia, że nastąpiło to nie na torach kolejowych. W dodatku list pożegnalny, który miał pozostawić Priklopil, nie jest jego autorstwa, co ustalono w wyniku analiz grafologicznych.
– Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale dysponujemy obszernym dossier zaniedbań w toku całego śledztwa – powiedział „Spieglowi" Werner Amon, szef komisji rządowej.
Nie jest jasne, kto mógłby być odpowiedzialny za śmierć porywacza. Podejrzenie pada na jego długoletniego przyjaciela Ernsta H., któremu miał się Priklopil zwierzyć ze wszystkiego przed śmiercią. On też miał współuczestniczyć w porwaniu Nataschy, co wynika z zeznań świadków.