Nadrenia wybiera, Berlin drży – w taki sposób komentuje „Der Spiegel" najważniejsze tegoroczne wydarzenie w niemieckiej polityce. Chodzi o przedterminowe wybory w Nadrenii Północnej-Westfalii (NRW), najludniejszym, liczącym 17 mln mieszkańców landzie niemieckim. Mniejszościowy rząd SPD i Zielonych upadł kilka dni temu i za niespełna dwa miesiące mieszkańcy zadecydują, co dalej. Wygląda na to, że tym razem SPD i Zieloni zdobędą stabilną większość.

Co ważniejsze, jest bardzo prawdopodobne, że liberałowie z FDP nie przekroczą progu wyborczego i wylecą z lokalnego parlamentu. I to w landzie, który był ich matecznikiem i gdzie świętowali kiedyś największe triumfy. Nie tylko oni. Także socjaldemokraci i to przez dziesiątki powojennych lat. Gdy stracili NRW w 2005 roku, kanclerz Gerhard Schröder zdecydował się na przedterminowe wybory do Bundestagu. Przegrał i od tego czasu panuje Angela Merkel.

– Wydarzenia w NRW są niezwykle niebezpieczne dla  Merkel. Nie można wykluczyć, że w obliczu klęski w Nadrenii Północnej-Westfalii, FDP wycofa się z koalicji rządowej w Berlinie – tłumaczy „Rz" prof. Gerd Langguth, politolog. Byłby to polityczny koniec Angeli Merkel, na ponad rok przed upływem jej drugiej kadencji.

Jej CDU wraz z bawarską CSU mogłyby wyjść nawet zwycięsko z przedterminowych wyborów do Bundestagu, ale brak im partnera koalicyjnego. Obecny koalicjant, FDP, jest na dnie (może liczyć na 2 – 3 proc. poparcia wyborców). Mało prawdopodobne, aby FDP odzyskała grunt pod nogami i w wyniku przyszłorocznych wyborów do Bundestagu była w stanie utrzymać obecną pozycję koalicjanta CDU/CSU. W tej sytuacji rząd utworzyć może SPD w koalicji z Zielonymi.

– Jest wielkim paradoksem, że pani kanclerz jest niezwykle popularna w społeczeństwie, mało kto twierdzi, że jest złą szefową rządu, ale wygląda na to, że zbliża się koniec jej rządów – mówi „Rz" Werner Patzelt, politolog związany z konserwatywnym skrzydłem CDU. Zgłasza ono szereg pretensji pod adresem przywódczyni partii, że pouczała papieża Benedykta XVI, gdy ten zajął kontrowersyjne stanowisko wobec negujących Holokaust lefebrystów, że zgodziła się na zniesienie obowiązkowej służby wojskowej i z dnia na dzień wykonała nieprawdopodobną woltę, rezygnując z energii atomowej. Takie opinie prezentuje stara gwardia CDU z zachodniej części kraju, która nigdy nie pogodziła się z faktem, że na czele rządu stoi kobieta, rozwódka, bezdzietna i ewangeliczka.

Obywatelom RFN to nie przeszkadza. 56 procent Niemców  uznało ją w niedawnej ankiecie magazynu „Stern" za wzór godny do naśladowania. Żaden z czynnych polityków niemieckich nie może się pochwalić takim wynikiem. To jednak nie gwarantuje utrzymania się przy władzy.