Wszystko zaczęło się w roku 2005. „Rzeczpospolita" opublikowała wówczas programowy tekst „Trzeba ścigać autorów tekstów o «polskich obozach śmierci»„. Wsparcia udzielił nam ówczesny szef dyplomacji Adam Rotfeld. Od tego czasu dziennikarze naszej gazety i polscy dyplomaci interweniowali w redakcjach, które użyły krzywdzącego Polaków sformułowania. Żądali przeprosin i sprostowania.
Udało się do tego skłonić m. in. redakcje „Der Spiegel", „Economist", „Haarec", „New York Times", „Tageszeitung", „Guardian", „Wall Street Journal", „Süddeutsche Zeitung" czy agencję DPA. Po naszej interwencji redaktorzy tych mediów zapewnili nas, że antypolskie sformułowania nie będą się już pojawiać na ich łamach.
Jednocześnie uaktywnili się nasi rodacy mieszkający za granicą. Polacy na całym świecie zaczęli stawiać pytania: dlaczego świat mówi o „polskich obozach zagłady", a nie o „kubańskim Guantanamo" czy „austriackim Mauthausen"? Czy rzeczywiście chodzi tylko o „geograficzne określenie", jak tłumaczyli się i tłumaczą nierzetelni dziennikarze? Czy też może chodzi o zniesławienie Polski i przedstawienie jej jako kraju antysemickiego i współodpowiedzialnego za Zagładę?
Stojący na czele Fundacji Kościuszkowskiej amerykański dziennikarz Alex Storożyński napisał specjalną petycję przeciwko „polskim obozom". Ma ambicję, by za pośrednictwem Internetu zebrać pod nią milion głosów. Wczoraj znajdowało się pod nią 305 589 podpisów. Jednocześnie niezwykle sprawnie działa na tym polu Kongres Polonii Amerykańskiej, którego członkowie bombardują listami redakcje używające nieprawdziwych określeń.
– Nasz głos i wpływ na media w USA staje się silniejszy. Polacy stają się coraz pewniejsi siebie i nie dają sobie dmuchać w kaszę. Pokazujemy, że konsekwentna walka o prawdę przynosi skutki. Coraz więcej gazet przestaje pisać o „polskich obozach", coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że to kłamstwo. Będziemy walczyć, dopóki te określenia w ogóle nie znikną – powiedział „Rz" Frank Milewski, szef Komitetu Obrony Dobrego imienia Polski i Polaków działającego przy Kongresie USA.