Nie mają racji ci, którzy twierdzą, jakoby Rosja wspierała jakikolwiek reżim tak, jak prezydenta Baszara Asada – oświadczył wczoraj prezydent Rosji Władimir Putin w stolicy Niemiec. Spędził tam nieco ponad sześć godzin, udając się wieczorem na rozmowy do Paryża.

Rozwój sytuacji w Syrii zdominował rozmowy w obu stolicach. Prezydent Francois Hollande rozważał nieco wcześniej, czy sytuacja w Syrii nie wymaga zewnętrznej ingerencji militarnej. Amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton obarczyła w czwartek Moskwę odpowiedzialnością za eskalację wydarzeń w ogarniętym rebelią kraju, twierdząc, że sprzeciw Rosji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ wobec możliwej ingerencji Narodów Zjednoczonych stwarza przesłanki do wybuchu wojny domowej w Syrii.

Putin nie pozostawił w piątek w obu stolicach żadnych wątpliwości, że jest przeciwny interwencji wojskowej w Syrii. – Nie uda się niczego osiągnąć przy użyciu siły –  tłumaczył w Berlinie, zapewniając, że jest w kontakcie z prezydentem Asadem. Zarzekał się także, że Rosja nie dostarcza do Syrii broni, „która mogłaby zostać wykorzystana w konflikcie". Kanclerz Angela Merkel zgodziła się ze swych gościem, że należy szukać politycznego rozwiązania.