W nocy z 23 na 24 czerwca 1812 r., dokładnie 200 lat temu Wielka Armia Napoleona przekroczyła Niemen. Tak zaczęła się wyprawa na Rosję, którą na użytek Polaków cesarz nazwał drugą wojną polską.
Wielka Armia liczyła ponad pół miliona ludzi. U boku Francuzów walczyli m.in. Niemcy, Włosi i Belgowie oraz około stu tysięcy Polaków wierzących w możliwość wskrzeszenia Polski.
Po tygodniach szybkiego marszu w czerwcowych upałach przez Niemcy, Prusy i Księstwo Warszawskie, Francuzów i ich sprzymierzeńców zaskoczyło 24 czerwca załamanie pogody. – Do ogołoconej przez Rosjan z żywności Litwy żołnierze wchodzą wygłodzeni i zmęczeni. Temperatura spada do kilku stopni, a na głowy leje im się deszcz. Ciepłokrwiste, południowe konie doznają szoku termicznego. Armia popada w rozsypkę, a Litwa – w ruinę, bo żołnierze palą chłopskie chałupy, by się ogrzać – mówi prof. Dariusz Nawrot, historyk epoki napoleońskiej z Uniwersytetu Śląskiego.
Napoleoński plan szybkiego dogonienia Rosjan i zmuszenia ich do decydującego starcia został pogrzebany. Cesarz co prawda zdobywa jeszcze Smoleńsk, wygrywa krwawą bitwę pod Borodino, ale głównych sił rosyjskich nie udaje mu się rozbić. 14 września Napoleon wchodzi do Moskwy. Bezskutecznie czeka na carską akceptację honorowego zakończenia wojny. W połowie października zarządza odwrót. Jego wojska wycofują się nękane przez rosyjskie oddziały partyzanckie i mróz. Staczając kilka krwawych bitew, docierają do Berezyny. Tam Polacy budują most dla Wielkiej Armii, która wielka jest już tylko z nazwy. Odwrót osłaniają między innymi żołnierze polscy z V Korpusu. Cesarz zostawia armię na początku grudnia. Sprawa polska zostaje przegrana. – Gdyby wojna zakończyła się zwycięstwem, Polska mogła odzyskać przynajmniej część straconych w rozbiorach terytoriów, choć Napoleon tego nie obiecywał. Potrzebował jednak państwa na Wschodzie, które byłoby w stanie oprzeć się Rosji. To było w jego interesie – przekonuje prof. Nawrot.