O możliwym powrocie poinformował wczoraj przewodniczący rady Michaił Fiedotow. Wśród tych, którzy zdecydowali się znów pracować z Władimirem Putinem, jest szefowa Moskiewskiej Grupy Helsińskiej Ludmiła Aleksiejewa. Stawia jednak warunek. – Jeśli ostateczna lista członków rady, którą otrzyma do zatwierdzenia prezydent, będzie zawierała nazwiska uczciwych i pracowitych ludzi, jestem gotowa zostać. Jeśli nie, nie chcę tracić resztek swoich sił na pracę w tym miejscu – uzasadniała.
System wyboru
Podobne oczekiwania ma także dawny sowiecki dysydent i szef organizacji Grażdanskij Kontrol (Kontrola Obywatelska) w Petersburgu Borys Pustyncew, który – według Fiedotowa – także chce wrócić do rady. – Odszedłem, gdy zastępca szefa administracji prezydenta Wiaczesław Wołodin zaproponował nowy mechanizm wyłaniania jej członków. Kandydatów miałyby zgłaszać organizacje społeczne. A przecież nie wszystkie z nich są uczciwe i służą obywatelom – mówi „Rz" Pustyncew. – W 2004 r., gdy zostałem członkiem rady, 20 proc. jej zespołu mianował prezydent, o reszcie decydowali sami członkowie. Taki sposób wyłaniania kandydatów gwarantował obecność ludzi niezależnych, występujących w obronie demokratycznych wartości. Jeśli system wyboru członków rady będzie taki, jaki był wówczas, wrócę tam na pewno – przekonywał „Rz".
Jaki kompromis
Fiedotow mówił o osiągniętym kompromisie w sprawie wyboru brakujących 13 członków rady, ale Pustyncew o tym na razie nic nie wie. Prezydenccy urzędnicy motywowali zmiany w sposobie formowania rady tym, że kooptowanie nowych członków przez starych jest „za mało demokratyczne". Pojawiły się pomysły powszechnego, internetowego głosowania nad kandydaturami.
Rosyjscy eksperci tłumaczą, że emocje obrońców praw człowieka opadły, dlatego decydują się na powrót. – Doszli do wniosku, że członkostwo w radzie to nie tylko więcej możliwości, by pomagać ludziom. Oznacza także większą aktywność w polityce i łatwiejszy dostęp do urzędniczych gabinetów – mówił szef moskiewskiego Centrum Technologii Politycznych Igor Bunin.