Tej niedzieli rozstrzygnie się przyszłość Katalonii – i to być może nie tylko ta liczona długością następnej kadencji Generalitat de Catalunya – lokalnego rządu prowincji.
Jeśli w przyspieszonych – i to aż o dwa lata – wyborach do katalońskiego parlamentu zwyciężą zwolennicy oderwania najbogatszej prowincji Hiszpanii, to otworem stanie droga do rozpisania referendum niepodległościowego, do którego z uporem dąży walczący o reelekcję kataloński premier Artur Mas i jego partia Zbieżność i Związek (CiU). Biorąc zaś pod uwagę dzisiejsze nastroje Katalończyków, nie ma wątpliwości, że wynik takiego głosowania może oznaczać początek politycznej secesji.
Sondaże nie pozostawiają wątpliwości – zwycięstwo CiU znów będzie tylko formalnością. Narodowa prawica może liczyć na 60–64 miejsca w liczącym 135 posłów parlamencie prowincji. Broniąca jednolitej Hiszpanii i krytykująca podczas przedwyborczych wieców „niepodległościowe delirium" rządząca Hiszpanią Partia Ludowa w Katalonii jest stosunkowo słaba i mimo osobistego zaangażowania premiera Mariano Rajoya nie wiadomo, czy zdoła zdobyć 20 mandatów. Także o drugie miejsce walczyć będą przeciwni secesji socjaliści. Kolejni na liście katalońscy Zieloni i Republikańska Lewica (ERC) zbiorą po kilkanaście mandatów. Do parlamentu mają też szansę wejść zagorzali wrogowie niepodległości z Partii Obywatelstwa.
Koalicja niepodległości
Kalkulacje możliwych układów politycznych wskazują, że samodzielne rządy CiU (których politolodzy nie wykluczali jeszcze we wrześniu) są już raczej mało prawdopodobne. Nacjonalistom z prawicy i lewicy pozostanie więc koalicja. Nie będą się w niej czuli komfortowo, bowiem poza narodową emancypacją łączy ich stosunkowo niewiele.
Artur Mas najwyraźniej nie trafił w moment „szczytowej formy" swojego ugrupowania, które jeszcze parę tygodni temu mogło liczyć na pełnię władzy. Skrzydeł dodała mu największa w dziejach Katalonii demonstracja, która odbyła się 11 września w Barcelonie. Nawet półtora miliona ludzi (a więc ćwierć siedmiomilionowego narodu!) wyszło na ulice, aby domagać się niezależności swojego kraju. Morze flag w czerwono-żołte pasy i radykalne hasła demonstrantów (widoczne zresztą także przy okazji meczów FC Barcelona ze stołecznym Realem) oburzyły polityczny Madryt, ale jednocześnie unaoczniły rządowi Rajoya determinację Katalończyków.