"Rz": Dlaczego Europa jest teraz interesująca dla USA? Słyszymy ciągle o przesuwaniu się centrum gospodarczego świata z Pacyfiku na Atlantyk i o wielkich możliwościach biznesowych w krajach szybko rozwijających się, jak Chiny, Indie czy Brazylia. Wydawać by się mogło, że Europa to już przeszłość.
Daniel Hamilton:
Nieprawda. Europa jest największym rynkiem świata. Jest też największym i najbardziej zyskownym rynkiem dla USA. Jeśli można ten rynek trochę bardziej otworzyć, trzeba to zrobić. W Chinach wcale nie jest łatwo, przez ostatnie 2 lata strumień inwestycji amerykańskich był ujemny, czyli firmy wycofywały stamtąd pieniądze. W tym samym czasie wartość nowych inwestycji amerykańskich w Europie wyniosła ponad 400 mld dolarów. Amerykańskie firmy postrzegają Europę jako miejsce, gdzie są pieniądze, gdzie jest wartość dodana. To tutaj są innowacje i gospodarka oparta na wiedzy. Tego nie ma w Chinach, jest trochę w Japonii i to wszystko. Większość cudzoziemców pracujących dla amerykańskich firm to Europejczycy, i odwrotnie. Razem tworzymy połowę zsumowanego produktu krajowego brutto na świecie. Jeśli to zwiększymy nawet o 2–3 proc., to skutki będą większe niż wzrost obrotów w jakimkolwiek innym regionie świata.
Czyli jednak Atlantyk, a nie Pacyfik?
Takie pytanie więcej mówi mi o Europie niż o USA. To nie są opcje wzajemnie wykluczające się. USA są zainteresowane gospodarkami szybko rozwijającymi się, ale nie zamierzają lekceważyć podstaw, a te ciągle tworzy gospodarka transatlantycka. W ostatnich latach Amerykanie masowo inwestują w Polsce, ona staje się jednym z najważniejszych światowych rynków dla inwestycji amerykańskich. Jednocześnie w polskich mediach mówi się o USA opuszczających Polskę. Jest dokładnie odwrotnie, tylko zmienia się natura zaangażowania amerykańskiego w relacje z Polską. Zamiast wyglądać amerykańskich żołnierzy, powinniście wyglądać amerykańskich biznesmenów, którzy tworzą w Polsce miejsca pracy.