Były minister obrony Syrii gen. Ali Habib uciekł do Turcji – podał Reuters, powołując się na źródła w syryjskiej opozycji. Jeśli informacja jest prawdziwa, to najwyższy rangą członek alawickiej dominującej we władzach wspólnoty, który odwrócił się od Baszara Asada. A cios jest tym większy, że Habib od dwóch lat prawdopodobnie siedział w areszcie domowym, więc musiałby podczas ucieczki korzystać z pomocy osób w kręgach władzy. „To preludium do zamachu stanu w Syrii” – komentował jeden z libańskich portali.
Reżim natychmiast zdementował te doniesienia. Telewizja państwowa podała, że były minister jest w swym domu w Damaszku. Potwierdzić to miała w specjalnym oświadczeniu także rodzina generała, choć jednocześnie sprostowała, że przebywa on w rodzinnej wsi w prowincji Tartus. Ma być jednak zbyt chory, by pokazać się publicznie lub choćby pozwolić na publikację zdjęć.
Ryzyko ataku
Dotąd dezercje wysokich rangą syryjskich oficerów potwierdzały ministerstwa spraw zagranicznych państw, do których uciekli. MSZ w Ankarze jednak milczy.
Dlaczego to ważne? Generał mógłby być wyjątkowo cennym źródłem informacji, szczególnie po tym, jak reżim w Damaszku zagroził kontratakiem Turcji i Jordanii. – Syria nie ugnie się przed groźbą ataku Zachodu, nawet gdyby miała wybuchnąć trzecia wojna światowa – mówił w wywiadzie dla AFP wiceminister spraw zagranicznych Syrii Fajsad Mokdad i przestrzegał, że „nikt nie może przewidzieć sytuacji w regionie po rozpoczęciu interwencji”.
Niedługo potem Turcja zaczęła przemieszczanie dodatkowych oddziałów na granicę. Ankara, która dysponuje drugą pod względem wielkości armią w NATO, od dawna ostrzega jednak, że reżim w Damaszku – szczególnie gdy znajdzie się pod ścianą – może zaatakować sąsiadów, nie tylko bronią konwencjonalną. Obawy te podzielają Aman i Jerozolima.