Oficjalny kubański dziennik „Granma" podał, że Rada Ministrów zdecydowała o likwidacji do 2015 r. systemu, w którym funkcjonują zwykłe i wymienialne peso. System dwuwalutowy wprowadzono na wyspie w 1994 r., ale krytykowali go nawet partyjni ideolodzy, twierdząc, że jest podstawą podziału społeczeństwa na lepszych i gorszych, w zależności od posiadanego konta.
Istnienie dwóch walut dobrze znają osoby pamiętające czasy realnego socjalizmu w Europie: z powodu ciągłych niedoborów towarów z importu tworzono specjalne sklepy z zachodnimi dobrami (polski Pewex, czechosłowacki Tuzex itp.). Płacić w nich można było bonami uzyskiwanymi za twarde waluty. W ten sposób państwo cierpiące na niedobór dewiz ściągało je od obywateli.
Na Kubie chodzi o dolary przesyłane krewnym przez blisko milionową diasporę w USA. Mimo najwyższych na świecie kosztów transferu sięgających 17 proc. (wynika to z dużej liczby pośredników z powodu obowiązującego wciąż embarga USA) Kubańczycy otrzymują co roku z zagranicy ok. miliarda dolarów. Są to zwykle wpłacane kilka razy do roku kwoty rzędu 200 dol., co stanowi poważny zastrzyk finansowy dla setek tysięcy rodzin. Dolary powinny być wymieniane na „lepsze" peso, ale spora część walut dociera na Kubę w czasie odwiedzin u rodzin, więc nie są to sumy rejestrowane.
Likwidacja dwóch walut jest częścią nieśmiałych reform podejmowanych przez Raula Castro. W założeniu chodzi o poluzowanie ograniczeń ekonomicznych i stworzenie namiastki wolnego rynku. Do tej pory reformy nie przyniosły jednak przełomu, co wynika z niezdecydowania władz, a niekiedy jest wynikiem oporu najbardziej ortodoksyjnych funkcjonariuszy partyjnych.