Niemiecki rząd wyklucza kategorycznie udzielenie Edwardowi Snowdenowi azylu w Niemczech, o czym poinformował wczoraj rzecznik pani kanclerz. Rząd kanclerz Angeli Merkel ma własny pomysł, jak wyjść z kryzysu. Ma to nastąpić poprzez podpisane specjalnego porozumienia amerykańsko-niemieckiego zakazującego jakichkolwiek form wzajemnej inwigilacji, w tym także gospodarczej. W tej sprawie wszystko jest na dobrej drodze. W Waszyngtonie rozmawiali wczoraj na ten temat szefowie niemieckiego wywiadu oraz kontrwywiadu. Kilka dni wcześniej grunt do porozumienia przygotowali najbliżsi współpracownicy kanclerz Angeli Merkel.
Ale to problemu nie zamyka. Bundestag rozważa nadal powołanie specjalnej komisji do zbadania wszystkich okoliczności afery. Jej gwiazdą miałby być sam Edward Snowden, analityk amerykańskiej agencji NSA, który ujawnił mediom, w jak ogromnym stopniu Amerykanie inwigilowali obywateli oraz przywódców innych państw. Tutaj jest kłopot, gdyż Snowden przybyć do Niemiec nie może bez ryzyka ekstradycji do USA, chyba że zostanie zaopatrzony w swego rodzaju żelazny glejt czy nawet azyl polityczny. Jak twierdzą eksperci Bundestagu, byłoby to teoretycznie możliwe. Ale jedynie teoretycznie, gdyż taki krok zrujnowałby doszczętnie nadwyrężone już mocno relacje na linii Waszyngton–Berlin.
Przyjaźń między naszymi krajami doznała bez wątpienia poważnego uszczerbku – powiedział „Bildowi" Frank- -Walter Steinmeier, były szef niemieckiego, przewidując, że najbliższe miesiące będą niezwykle trudne. Bo chociaż trzy czwarte obywateli Niemiec nie odczuwa zagrożenia z powodu amerykańskiej inwigilacji, to jednak całej sprawy nie da się po prostu zapomnieć.
Tak jak zapomniane już zostały wydarzenia sprzed dziesięciu lat, kiedy w relacjach USA–Niemcy nastąpiło załamanie. I to takie, którego nikt wcześniej nie był sobie w stanie wyobrazić. Poszło o odmowę uczestnictwa RFN w amerykańskiej interwencji w Iraku. Wtedy Donald Rumsfeld, ówczesny sekretarz obrony, podzielił Europę na starą, gorszą, i nową, lepszą, bo to jej kraje gotowe były pójść za Ameryką w ogień. Między Waszyngtonem i Berlinem zapanowała era lodowa.
– Pomiędzy tamtym kryzysem a obecnym nie ma żadnych paraleli – tłumaczy „Rz" Josef Braml z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP). Zwraca uwagę, że Niemcy i USA prezentują jedność w przeogromnej większości spraw międzynarodowych. Nie ma różnic w ocenie konfliktów zbrojnych, jak np. w Syrii, czy w podejściu do takich mocarstw jak Rosja.