Do tej pory to właśnie Japończycy uzbrojeni w nieodłączne aparaty fotograficzne i w ekspresowym tempie zaliczający kolejne atrakcje byli najbardziej pożądanymi gośćmi w turystycznych mekkach Europy i Ameryki. W tym roku obiektem turystycznego „najazdu" stała się sama Japonia, która do listopada odwiedziło już 9,5 miliona zagranicznych gości. Japońska państwowa agencja turystyki szacuje, że do połowy grudnia ich liczba przekroczy zapewne 10 milionów, co stanowi wyraźny wzrost w stosunku do 8,6 mln w roku 2011.
Powodów nagłego wzrostu zainteresowania Japonią – i to w czasach, gdy turystyka z powodu globalnego spowolnienia nie ma się najlepiej – jest kilka. Przede wszystkim w ciągu minionych kilkunastu miesięcy wartość japońskiego jena spadła wobec większości walut o ok. 20 proc., co uczyniło uznawaną wcześniej za kraj dość drogi Japonię znacznie bardziej przystępną. Kolejny powód to obawy turystów przed wyjazdami w rejony niespokojne, zwłaszcza na Bliski Wschód i do krajów islamskich.
Wreszcie do skutecznego wabienia zagranicznych gości przyczynia się rząd wspierający promocję Japonii za granicą. Nakłady na ten cel systematycznie rosną, zwłaszcza po przyznaniu Japończykom prawa organizacji igrzysk olimpijskich w 2020 r. Rząd w Tokio zadeklarował, że w roku olimpijskim chciałby przyciągnąć na Wyspy Japońskie nawet 25 mln zagranicznych turystów.