Korespondencja z Brukseli
Unijni przywódcy rozmawiali wczoraj o europejskiej obronie – po raz pierwszy na tym szczeblu od pięciu lat. – Nie jest to przełom, ale poważny krok naprzód na rzecz bardziej praktycznych planów działania. Polska jest liderem w tej debacie. Ale nie wszyscy przyjmują propozycje entuzjastycznie – mówił premier Donald Tusk.
Głównym blokującym większą współpracę obronną w europejskim gronie jest Wielka Brytania. Kiedyś była przeciwna integracji obronnej UE, bo uważała, że to konkurencja wobec NATO, tyle że pozbawiona wymiaru transatlantyckiego. Teraz zelżał już opór NATO i USA wobec takich inicjatyw, a Waszyngton wręcz zachęca Europę do większego finansowego i militarnego zaangażowania się w globalne bezpieczeństwo. Ale Londyn zdania nie zmienił i konsekwentnie torpeduje wszelkie pomysły z etykietą europejską.
Alergia Londynu
Przede wszystkim Brytyjczycy zablokowali pomysł nowej strategii obronnej UE. Jest stara i nieaktualna, z 2003 r., ale na nową nie ma wspólnego pomysłu. Szczyt zapowiedział więc przegląd europejskiej polityki obronnej w 2015 r., ale na razie bez obietnicy nowej strategii. Niewątpliwie postępem jest jednak uzgodnienie, że dyskusje przywódców na temat polityki obronnej będą się teraz odbywały regularnie co dwa lata. Londynowi nie podoba się też mówienie o unijnych inicjatywach. Nie blokuje oczywiście programów prowadzonych przez grupy krajów, ale alergiczne reaguje na nazywanie tej współpracy unijną. Do tego stopnia, że jeszcze wczoraj – jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy – zabiegał o zmiany językowe w dokumencie końcowym. Wszędzie tam, gdzie we wnioskach końcowych na temat obrony napisano „UE", brytyjscy dyplomaci chcieli sformułowania „państwa członkowskie". Wielka Brytania uważa, że nie można stwarzać wrażenia, że UE ma jakieś kompetencje w polityce obronnej – mówi nam nieoficjalnie unijny dyplomata. Chce podkreślenia, że chodzi o współpracę chętnych do tego państw członkowskich.
Wśród tych chętnych jest oczywiście Polska, która jako aktywny członek Europejskiej Agencji Obrony uczestniczy we wspólnych projektach. Szczyt wspomniał o trzech ważnych dla nas: tankowania w powietrzu, dronów oraz rozpoznania satelitarnego. To programy, które mogą być zbyt drogie dla pojedynczych krajów i nie są mu potrzebne na wyłączność. Wspólne projekty obniżają więc koszty przy jednoczesnym zapewnieniu wysokiego poziomu technologicznego. Jak napisał w środę dziennik „Financial Times", rząd brytyjski, lobbowany przez tamtejszy przemysł, zabiegał właśnie w tym kontekście o jasne zapisy niesugerującego europejskiego charakteru projektów. Bał się, żeby np. inne kraje nie zmusiły ich do pożyczania brytyjskich dronów.