Przemówienie, które premier wygłosił podczas wiecu na placu Bohaterów, można uznać za podsumowanie jego całej kampanii wyborczej na tydzień przed otwarciem urn.
Orbán zaznaczył jednak, że „walka trwa do końca", przypominając, że w 2002 r. Fidesz przegrał, bo zbytnio ufał korzystnym dla siebie sondażom. Oświadczył, że jedność narażają na szwank ci, którzy podzielą głosy (czyli inaczej głosują na listy krajowe i w okręgach jednomandatowych).
Teraz wydaje się to przesadną ostrożnością. Jest mało prawdopodobne, by słaba i rozbita opozycja mogła zagrozić Fideszowi, którego poparcie w kolejnych badaniach regularnie przekracza 45 proc.
Premier uznał swoje czteroletnie rządy za pasmo sukcesów. Porównał Węgry do rozpadającego się grata, z którego po remoncie powstał „szybki i bezpieczny pojazd wyścigowy". Kraj „z dnia na dzień się umacnia i odzyskuje wiarę w siebie". Za przejaw sukcesów uznał coraz lepsze perspektywy wzrostu gospodarczego i spadek bezrobocia.
Z deklaracjami tymi współgrała ogłoszona właśnie rekomendacja agencji ratingowej Standard & Poor's, która podniosła ocenę Węgier do „stabilnej". Analitycy studzą jednak rządową propagandę sukcesu, twierdząc, że jeszcze nie wszystkie wskaźniki gwarantują powodzenie reform, a na potwierdzenie słuszności polityki gospodarczej Fideszu trzeba jeszcze poczekać.