Swoje wrażenia z pobytu na Ukrainie opisał w blogu na stronie radiostacji „Echo Moskwy”. Mimo, że jest członkiem parlamentu czyli oficjalnych władz, Ponomariow był przyjmowany przez Ukraińców gdyż jako jedyny rosyjski deputowany 20 marca głosował w Dumie przeciwko przyjęciu Krymu i Sewastopola w skład Rosji.
„Nie ma masowej rosyjskiej interwencji, ale są oddziały sił specjalnych (GRU ?) i grupy dywersyjne, które kierują tak zwanymi siłami samoobrony” – napisał o tym, co się dzieje na południowym-wschodzie Ukrainy.
„W Kijowie młodzież masowo zapisuje się do Gwardii Narodowej i stoi w kolejkach do wojskowych komend uzupełnień. Takiej ilości ukraińskich flag nigdy tu nie widziałem – to naprawdę wielki, patriotyczny zryw. Na naszych oczach rodzi się ukraiński naród”.
„Na tle strwożonego, kłócącego się, upolitycznionego ale jednak spokojnego Kijowa na południowym wschodzie sytuacja jest zupełnie inna. W obwodzie donieckim trwają działania wojenne, bez przerwy słychać strzelaninę (z broni strzeleckiej, rzecz jasna artylerii i lotnictwa nikt nie używa). Są ofiary, ukraińska armia i policja są słabe (choć nieprawdą są informacje o masowym przechodzeniu wojskowych na stronę Rosji – na Krymie tylko około 20 proc. przeszło na rosyjską stronę, pozostali opuścili półwysep, gdy tylko pozwolono im to zrobić).” – opisuje Ponomariow rosyjskiemu czytelnikowi rzeczy, o których ten nie ma pojęcia.
Rosja bowiem zalana jest falą propagandy. „W wielu wystąpieniach próbowałem wyjaśnić Ukraińcom, że Rosjanie są ofiarami państwowej propagandy. Szczerze wierzą, że nasz kraj ratuje bratni naród od faszystów, którzy dzięki pieniądzom CIA i Unii Europejskiej zdobyli władzę w Kijowie. Rosjanie nie uważają się dziś za agresorów, i ich dążenia (poza pojedynczymi wyjątkami) nie są wcale imperialistyczne. Jasne jest jednak, że jaka by nie była motywacja, Ukraińcom lżej od tego nie jest, a my jesteśmy dla nich agresorem” – stwierdza.