Sąd Najwyższy ma orzec, czy poszczególne stany mogą decydować o legalizacji małżeństw osób tej samej płci w sytuacji gdy prawo federalne zaczęło uznawać tego rodzaju związki. W tym konkretnym przypadku SN bada blokadę dla związków osób tej samej płci w stanie Michigan, a konkretnie sprawę pary lesbijek April DeBoer i Jayne Rowse, wychowujących czwórkę dzieci. W sądzie mówino także o o innych stanach – Kentucky, Ohio i Tennessee. W Waszyngtonie swoje argumenty zaprezentowali zarówno adwokaci reprezentujący interesy mniejszości etnicznych, jak i prawnicy argumentujący za prawe poszczególnych stanów do nieuznawania malżeństw gejowskich za legalne.
Ostateczne orzeczenie jest mocno niepewne. Przesłuchania pokazały bowiem, że sędziowie są mocno podzieleni w sprawie. Problem nie jest łatwy – z jednej strony osiąga się z redefinicją instytucji małżenśtwa, z drugiej – padają argumenty środowisk LGBT o naruszaniu konstytucyjnych oraw mniejszości seksualnych.
Konserwatywa część 9-osobowego gremium przypominała we wtorek, że pomysł wprowadzenia instytucji małżenstwa osób tej samej płci jest “młodszy niż telefonia komórkowa” – jak powiedział sędzia Samuel Alito. Podobnie wypowiadał się w tej sprawie sędzia Anthony Kennedy, przypominając, że definicja małżenstwa jako związku osób płci przeciwnej towarzyszyła ludzkości od tysiącleci. Jego opinia może okazać się decydująca. Kennedy uważany jest za “człowieka środka” w Sądzie Najwyższym, często przesądzając o wyniku głosowania.
Zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy małżeństw gejowskich, którzy w czasie rozprawy demonstrowali przed gmachem Sądu Najwyższego mogli jedynie po tonie zadawanych pytań oceniać jakie mają szanse na zwycięstwo. Obie strony zgodnie oświadczyły, że są zadowolone z przedstawionych przez siebie argumentów.
Carl Tobias profesor prawa z University of Richmond Law School przypomina jednak, że często pytania zadawane przez sędziów niekoniecznie muszą sugerować , jaką decyzję ostatecznie podejmą.