48 godzin po zakończeniu w Bawarii szczytu G7, gdzie światowi przywódcy zapowiedzieli przedłużenie, a może i zaostrzenie sankcji nałożonych na Rosję za udział w ukraińskiej wojnie domowej i upomnieli się o anektowany przez Moskwę Krym, Władimir Putin został przyjęty w Mediolanie z wielkimi honorami.
Co prawda w pawilonie Expo, gdzie wraz z premierem Matteo Renzim wygłosili krótkie oświadczenia, rosyjskiego prezydenta przyjęły okrzyki: „Wynocha!" i „Niech żyje wolna Ukraina", ale demonstrantów sprawnie usunięto i wszystko poszło potem jak z płatka.
Na konferencji prasowej po rozmowie w cztery oczy Renzi poinformował, że dotyczyła współpracy w walce z terroryzmem, a szczególnie z zagrożeniem ze strony Państwa Islamskiego. Sporo uwagi poświęcono sytuacji w Libii, skąd do Italii przybywają tysiące uchodźców.
Putin obiecał pomóc w rozwiązaniu problemu. Renzi żartował z porażającej mocy rosyjskiej wódki i zapowiedział wizytę w Rosji podczas futbolowych mistrzostw świata w 2018 r. Rosyjski prezydent zasypał słuchaczy danymi o wymianie i współpracy włosko-rosyjskiej i wyraził ubolewanie, że z powodu sankcji włoscy przedsiębiorcy już stracili miliard euro.
Pytani o wojnę na Ukrainie, którą włoskie media praktycznie przemilczają, obaj stwierdzili, że punktem wyjścia i jedynym sposobem zakończenia konfliktu jest realizacja porozumienia Mińsk II, istniejącego w tej chwili wyłącznie na papierze.