Wjazd do każdego większego chińskiego miasta to temat na osobną opowieść. Tym bardziej że wszystkie miasta sprawiają wrażenie większych. Głównie borykamy się z niezrozumiałym oznakowaniem ulic. Drogowskazy i nazwy ulic pisane są oczywiście „krzaczkami" więc nic nam nie mówią. Próbujemy się orientować według rzeki, jeżeli taka w mieście jest lub szukamy charakterystycznych elementów architektonicznych. Na przykład zwykle w centrum miasta stoi kopia Wieży Eiffela. Prawdopodobnie mają w Chinach osobna fabrykę takich wież, bo każda mieścina swojego Eiffela ma. Czasami jest Eiffelów kilka. Wtedy mamy większy kłopot. Pytać o drogę i tak nie ma sensu, bo talenty do języków obcych mają Chińczycy identyczne z polskimi osiągnięciami w tej dziedzinie ludzkiej aktywności. Dziś byliśmy w Lanzhou. Drobiazg. Kilka milionów mieszkańców. Wtarabaniliśmy się do śródmieścia, bo chcieliśmy zobaczyć z bliska Żółtą Rzekę. Zobaczyliśmy! Rzeczywiście jest żółtawo-brązowa. Niesie przez całe Chiny gigantyczne ilości lessowego mułu. W każdym metrze sześciennym wody jest 37 kilogramów ziemi! Co ciekawe, w Lanzhou, choć od Morza Żółtego dzielą ją tysiące kilometrów, jest potężna, natomiast u ujścia mizerna, gdyż jej gigantyczne zasoby są po drodze pożytkowane na rzecz rolnictwa. Przemysłu pewnie też. Do morza wpada wiec „żółtej" wody niewiele.
Dzisiejszy maraton drogowy zakończyliśmy w Xi'an. Miasto sławne. Przed dwoma tysiącami lat chińska stolica. Przez kilka dynastii. To do Xi'an prowadził Jedwabny Szlak zanim przedłużono go do Pekinu. Gnaliśmy do Xi'an nowa autostradą, po drodze mieliśmy niespodziewaną atrakcję, gdyż nowoczesna arteria przez kilkadziesiąt kilometrów wiedzie wzdłuż Muru Chińskiego. Nie był on wprawdzie murowany z cegieł, ale lepiony z gliny w czasach dynastii Ming, a więc na przełomie XIV i XV wieku, jednak zachował się w całkiem znośnym stanie. Przecina pola kukurydzy i pastwiska. Wspina się na wzgórza. Kilkumetrowej wysokości wał uzupełniany był w równych odstępach (dystans dwóch strzałów z łuku) wieżami. Część z nich jest jeszcze widoczna, mimo że akurat na oglądanym przez nas odcinku prac konserwacyjnych nigdy nie prowadzono. Niespodzianka była jeszcze większa gdy okazało się, że autostrada mur przecina. Dość bezceremonialnie. Po prostu w Murze jest... dziura!
A w samym Xi'an jak zwykle... szukanie wieży Eiffela i mozolne szukanie hotelu, w którym rezerwowaliśmy pokoje. Przed zaśnięciem zdążyłem tylko pomyśleć, że przypomina do złudzenia Dom Chłopa w Warszawie. Zresztą hotele w Chinach to temat na zupełnie inną bajkę.