Przedstawiciele władz gminnych w Niemczech pozytywnie zareagowali na propozycję ministra spraw wewnętrznych Thomasa de Maiziere (CDU), który zapowiedział sprawdzenie świadczeń dla uchodźców. Niemiecki Związek Miast i Gmin domaga się w cytowanym przez dziennik „Passauer Neue Presse" katalogu m.in. „sprawdzenia, czy niemiecki system nie oferuje zbyt wielu bodźców zachęcających do przyjazdu do Niemiec (m.in. kieszonkowe, opłacenie wyjazdu)". Szacuje się, że liczba osób wnioskujących o azyl w Niemczech wyniesie w tym roku 600 tys. „Dlatego potrzebny jest nowy kierunek w polityce wobec uchodźców pod względem organizacyjnym, personalnym i finansowym" – pisze gazeta z Pasawy.
Zbyt hojne kieszonkowe?
Minister de Maiziere – mając najprawdopodobniej na uwadze Federalny Trybunał Konstytucyjny, który zobowiązał niemieckie władze do zapewnienia uchodźcom minimalnego zabezpieczenia – powiedział, że Niemcy nie mogą dowolnie skracać świadczeń ubiegającym się o azyl. MSW sprawdza opcję przedłużenia przewidzianego ustawą maksymalnego okresu pobytu w ośrodkach pierwszego kontaktu. A więc akże okresu, w którym uchodźcy otrzymują przede wszystkim świadczenia rzeczowe.
Propozycja ministra de Maiziere spotkała się z falą krytyki. Niemiecki Związek Ochrony Dzieci (Deutscher Kinderschutzbund) ostrzegł: „W celu wspierania integracji dzieci uchodźców, muszą one wraz z rodzinami mieć szansę organizowania własnego życia przy pomocy pieniędzy, które mają do dyspozycji – powiedział prezes Związku Heinz Hilgers na łamach dziennika „Neue Osnabrücker Zeitung". Jeśli otrzymają mniej pieniędzy, a więcej świadczeń rzeczowych, będzie to „krok do tyłu".
Annelie Buntenbach z zarządu Niemieckiej Federacji Związków Zawodowych (DGB), zarzuciła ministrowi, że jego propozycja to „woda na młyn prawicowych populistów i ekstremistów". Podobnie zareagował związek organizacji charytatywnych, zarzucając ministrowi uprawianie „niebezpiecznej propagandy" i żądając rozszerzenia pomocy dla uchodźców.