Kiedy przed rokiem Niemcy po raz pierwszy usłyszeli o Pegidzie, nikt nie zdawał sobie sprawy, że organizacja pod wodzą nikomu nieznanego Lutza Bachmanna z Drezna zagości na stałe na pierwszych stronach gazet. Pierwsza demonstracja Pegidy, czyli Patriotycznych Europejczyków przeciwko Islamizacji Zachodu, zgromadziła zaledwie kilkuset zwolenników.
Po roku, w ostatni poniedziałek, w tym samym Dreźnie – ale już przed reprezentacyjnym gmachem opery – zebrało się prawie 20 tys. osób. Tydzień wcześniej demonstranci zaprezentowali makiety szubienic dla kanclerz Angeli Merkel oraz szefa SPD i wicekanclerza Sigmara Gabriela, na których mieli symbolicznie zawisnąć za otwarcie granic dla setek tysięcy uchodźców. Sprawą zajęła się prokuratura. W poniedziałek podobizna Angeli Merkel widniała już na plakatach w brunatnym nazistowskim mundurze.
W tym czasie Henriette Reker, zwyciężczyni w wyborach na burmistrza Kolonii, walczyła o życie w szpitalu po ataku nożowym 44-letniego Franka S., który zadając jej cios, krzyczał, że Niemcy należy uwolnić od takich jak ona ludzi aprobujących masową imigrację.
Henriette Reker jest pierwszą ofiarą fali nienawiści, która nasila się w Niemczech wraz z przekraczaniem granic kraju przez nowych imigrantów. – Następuje dalsza polaryzacja społeczeństwa. Rośnie liczba tych, którzy nie rozumieją, dlaczego rząd nie postępuje w sposób, jakiego oczekuje większość obywateli – tłumaczy „Rz" prof. Werner Patzelt.
Angela Merkel w wywiadzie sprzed kilku dni dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung" nie mówi o polaryzacji społeczeństwa, przypominając, że dostrzega też wielką ofiarność i chęć niesienia pomocy uchodźcom ze strony zwykłych obywateli. W samym Dreźnie w czasie demonstracji Pegidy kilkanaście tysięcy osób urządziło kontrdemonstrację. Taką praktykę stosują środowiska antynazistowskie od lat wobec spotkań, marszów czy zebrań neonazistowskiej NPD. O tej partii już niemal prawie zapomniano.