Kim są wrogowie i przyjaciele Donalda Trumpa?

Na przedwyborczej konwencji republikanów wśród rozentuzjazmowanych delegatów zabrakło liderów partii.

Aktualizacja: 19.07.2016 22:33 Publikacja: 19.07.2016 19:27

Kim są wrogowie i przyjaciele Donalda Trumpa?

Foto: AFP

Łamiąc tradycję, pierwszy raz w historii przedwyborczych zjazdów partyjnych przed delegatami wystąpiła żona przyszłego kandydata, chwaląc jego zalety.

– Jeśli szukacie kogoś, kto będzie walczył o was i kraj, to gwarantuję wam, że to jest ten facet – wołała do dwóch i pół tysiąca delegatów urodzona w Słowenii 46-letnia była modelka Melania Trump. Od czasu gdy w USA po raz pierwszy zwołano partyjną konwencję w 1832 roku, żony kandydatów występowały dopiero po uzyskaniu przez mężów oficjalnej nominacji.

W hali w Cleveland nikt jednak nie zważał na historyczne precedensy, nawet na to, że żona polityka zwalczającego imigrantów dopiero od dziesięciu lat jest obywatelką amerykańską. Obecna projektantka biżuterii wywołała entuzjazm delegatów, którzy odpowiedzieli jej skandowaniem: „USA! USA!". „Miała delegatów u swoich stóp" – zauważył korespondent BBC.

Jednak w kilka godzin po przemówieniu Melanii Trump użytkownicy amerykańskich sieci społecznościowych wykryli, że w dwóch dużych fragmentach pokrywa się ono z przedwyborczym wystąpieniem w 2008 roku obecnej pierwszej damy Michelle Obamy. Sztab multimiliardera próbował zwalić winę za to na „zespół, który przyszedł jej z niewielką pomocą".

Ale na samego Trumpa – przyjmowanego jako polityk zwalczający dotychczasową elitę i jej obyczaje – posypały się oskarżenia, że „jest bardziej z establishmentem, niż sądzimy".

Posługując się takim hasłem, część z dwóch i pół tysiąca delegatów w ostatniej chwili próbowała zablokować jego nominację. Reprezentanci dziewięciu stanów zażądali, by deputowani mogli głosować „według swego sumienia", a nie według instrukcji otrzymanych od republikańskich wyborców. Na sali powstał tumult, ale żądanie odrzucono. – Wybraliśmy was, byście głosowali, a nie myśleli! – wykrzyczał delegatom w telewizji jeden z członków Partii Republikańskiej.

Jeden z delegatów demonstracyjnie opuścił konwencję. Reszta rebeliantów została, choć w większości są to zwolennicy republikańskich polityków, którzy przegrali w starciu z Trumpem. – Partii Republikańskiej nie uda się tak łatwo zjednoczyć, Bushowie robią, co mogą, by to uniemożliwić i pokazać, że są przeciw nominacji Trumpa – powiedział o rozłamie amerykanista prof. Zbigniew Lewicki.

Tradycja konwencji partyjnych ukształtowała się dopiero niedawno. W 1932 roku Franklin Delano Roosevelt był pierwszym, który osobiście przyjął nominację na konwencji i podziękował za nią w specjalnym przemówieniu. A dopiero od 1948 roku nominaci obowiązkowo pojawiają się osobiście na takich zjazdach.

Delegaci z własnych pieniędzy pokrywają koszty udziału w imprezie. Republikanie musieli zapłacić za Cleveland po 4 tys. dolarów. Zbliżająca się konwencja w Filadelfii będzie kosztowała każdego demokratycznego wysłannika ok. 4,5 tys. dolarów.

Na trzydniową fetę przedwyborczą w Cleveland nie przyjechał „establishment" republikanów: obaj byli prezydenci Bushowie, senator John McCain, były kandydat Mitt Romney, a nawet gospodarz miejsca, gubernator Ohio John Kasich. Z byłych rywali w sali pojawili się Ted Cruz i Bob Dole oraz (z przemówieniem nagranym na wideo) Marco Rubio.

– Widać smutek elit partyjnych. Ale widać też bunt obywateli przeciw elitom. USA nie są jedynym takim państwem, również Wielka Brytania. Trudno powiedzieć, czym ten bunt jest spowodowany, może rozpowszechnieniem mediów społecznościowych. Nie jest to wielka rewolta uliczna, jak w latach 60., ale jednak w różnych krajach elity zaczynają przegrywać z wyborcami – mówi prof. Lewicki.

– Nie przyjechali też żadni republikanie wybrani do organów władzy federalnej, a reprezentujący hiszpańskojęzyczną społeczność. To świadectwo ogromnych problemów Trumpa z tą grupą – powiedziała jedna z politologów związanych z republikanami Ana Navarro.

Jednak amerykańscy dziennikarze zauważyli, że konwencja przebiega w atmosferze znacznie spokojniejszej i bardziej przypominającej festyn niż zebrania w 2000 i 2004 roku, gdy delegaci kłócili się o nominację dla George'a Busha. „W ciągu ostatniego tygodnia dało się zauważyć powolną – czasami niechętną – akceptację kandydatury Trumpa" – napisał jeden z nich.

Zmianę zdania delegatów część ekspertów wiąże z nowym szefem sztabu wyborczego Trumpa Paulem Manafortem. Na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego stulecia pracował on w sztabach wyborczych republikanów i zasłynął umiejętnością przekonywania delegatów na konwencje partyjne.

– [Trump] jest grubianinem, ale to naprawdę nie jest duży problem – w sali w Cleveland jedna z delegatek tłumaczyła, dlaczego zmieniła zdanie o kandydacie. – Ale ma wolę bycia przywódcą, a nasz kraj stęsknił się za liderem. Nie zawaha się, jeśli trzeba będzie zabić terrorystów zagrażających życiu Amerykanów – dodała.

Sam multimiliarder przekonuje, że „będzie silniejszym przywódcą [niż Obama] i przywróci „law and order" (prawo i porządek)".

Łamiąc tradycję, pierwszy raz w historii przedwyborczych zjazdów partyjnych przed delegatami wystąpiła żona przyszłego kandydata, chwaląc jego zalety.

– Jeśli szukacie kogoś, kto będzie walczył o was i kraj, to gwarantuję wam, że to jest ten facet – wołała do dwóch i pół tysiąca delegatów urodzona w Słowenii 46-letnia była modelka Melania Trump. Od czasu gdy w USA po raz pierwszy zwołano partyjną konwencję w 1832 roku, żony kandydatów występowały dopiero po uzyskaniu przez mężów oficjalnej nominacji.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 797
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 796
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?