Tak wielu nowych „ludzi z asfaltu" do Rio nie przyjechało chyba jeszcze nigdy. Tak mieszkańcy faweli określają tych, którzy mieszkają na dole, w normalnym świecie. Z dzielnic biedy widać ich jak na dłoni, bo w Rio panuje jasna zasada: dzikie osiedla powstają na stokach wzgórz.
Organizatorzy igrzysk chcieli ukryć tę nędzę. Po to zbudowali mur po obu stronach autostrady prowadzącej z lotniska do centrum miasta. Ale faweli ukryć się nie da nie tylko dlatego, że górują nad Rio, ale także dlatego, że jest ich tak wiele. To około tysiąca osiedli, w których żyje co trzeci mieszkaniec drugiego największego miasta Brazylii – w sumie jakieś 4 miliony osób.
Brazylia zniosła niewolnictwo jako ostatni kraj świata, pod koniec XIX wieku. Ale czarni, choć wolni, nie mieli środków do życia. Zaczęli więc budować dzikie obozowiska na najmniej gościnnych, niewykorzystanych terenach. Tak powstały pierwsze fawele w Rio i innych brazylijskich miastach. Ich liczba wzrosła wielokrotnie w latach 70., gdy do Rio zaczęto ściągać robotników do budowy luksusowych dzielnic, jak Copacabana, Ipanema czy Leblon. To wtedy z morza szałasów fawele przekształciły się w zespoły wielopiętrowych konstrukcji z betonu, bo z racji wykonywanego zawodu ich mieszkańcy wiedzieli, jak je pobudować.
Copacabana najlepsze dni ma już dawno za sobą, ale fawele nadal pęcznieją, tym razem za sprawą biednych imigrantów z północno-wschodniej części kraju. I tak jak poprzednio rząd federalny udaje, że problemu nie ma, mieszkańcy faweli nie są nawet ujęci w statystykach. Udało się jedynie spacyfikować kilka procent tych osiedli, czyli zastąpić władzę gangów narkotykowych władzą słabo opłacanych (2 tys. reali miesięcznie, ok. 2,3 tys. zł) policjantów, równie skorumpowanych i skorych do użycia broni.
Mafii opłaca się spokój
Kilka tygodni przed podjęciem przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski decyzji, komu przydzielić organizację igrzysk, napady w Rio nagle ustały. Szefowie mafii uznali, że na przyjeździe setek tysięcy turystów i sportowców można zarobić o wiele więcej niż z bieżącej kontrabandy, i nakazali swoim „żołnierzom" przynajmniej na jakiś czas schować broń. To przyniosło efekt: „Cidade marvilhosa" (cudowne miasto) w 2009 r. pokonało Madryt i Tokio. Po raz pierwszy w historii organizację igrzysk powierzono państwu, które jednocześnie było i demokratyczne, i ubogie.