Polacy a Gibraltar

Los miliona Polaków na Wyspach może być uzależniony od rokowań dotyczących statusu enklawy.

Aktualizacja: 01.02.2017 00:12 Publikacja: 30.01.2017 18:27

Od 1713 r. Hiszpania nie miała tak dobrej okazji do odzyskania kontroli nad Gibraltarem

Od 1713 r. Hiszpania nie miała tak dobrej okazji do odzyskania kontroli nad Gibraltarem

Foto: 123RF

Premier Theresa May stawia sprawę jasno. W przemówieniu z 17 stycznia zapowiedziała: – Chcemy zagwarantować prawa obywateli UE, którzy już mieszkają w Wielkiej Brytanii, oraz prawa obywateli brytyjskich żyjących w innych krajach członkowskich tak szybko, jak to możliwe. Powiedziałam przywódcom innych krajów Unii, że moglibyśmy natychmiast dać ludziom pewność, której potrzebują, i dojść do porozumienia teraz".

Ale również przyznała: – Choć wielu [przywódców państw Unii – red.] opowiada się za takim porozumieniem, jeden lub dwóch tego nie chce.

Dzielona suwerenność

Z informacji „Rz" wynika, że najwięcej oporów ma Hiszpania. Madryt skłania się do włączenia sprawy obywateli UE mieszkających na Wyspach do szerszego pakietu obejmującego dwa drażliwe tematy: przyszły status Gibraltaru oraz los około 800 tys. brytyjskich obywateli, którzy na stałe postanowili żyć pod hiszpańskim słońcem. A taki globalny deal raczej nie będzie możliwy przed wiosną 2019 r.

Umowa z Brytyjczykami musi zostać przyjęta przez kraje UE jednomyślnie, dlatego dla Polski stanowisko Hiszpanii może się okazać kłopotliwe.

– Porozumienie powinno być zawarte jak najszybciej – mówi „Rz" Konrad Szymański, minister ds. europejskich, pytany o gwarancję dla obywateli UE żyjących w Wielkiej Brytanii. Ale też zaznacza: – Sprawa Brexitu jest sprawą, którą negocjujemy przy stole unijnym, nie bilateralnym. Utrzymanie jedności UE jest we wspólnym interesie państw członkowskich.

May zapowiedziała, że do końca marca jej rząd złoży formalny wniosek o wyjście z Unii na podstawie art. 50 Traktatu o UE. Wówczas Londyn będzie miał dwa lata na ustalenie z Brukselą warunków Brexitu.

Jednym z najtrudniejszych punktów będzie określenie przyszłego statusu Gibraltaru. Madryt stracił enklawę w 1713 roku w wyniku wojny o hiszpańską sukcesję. Jednak szansa na odzyskanie nad nią przynajmniej częściowej kontroli nigdy nie była dla Hiszpanów tak duża, jak przy okazji negocjacji o Brexicie.

W referendum 23 czerwca ub.r. aż 96 proc. mieszkańców The Rock, jak nazywany jest Gibraltar, głosowało za pozostaniem w Unii. Niezwykła zamożność malutkiego terytorium opiera się na przynależności do jednolitego rynku. Bez tego nie rozwinęłyby się tu w szczególności usługi finansowe, ale także kasyna i ruch turystyczny.

Dlatego władze enklawy myślą o odrębnym porozumieniu z Brukselą.

– Żyjemy w innej rzeczywistości, bo należymy do europejskiego kontynentu. Więc tak, będziemy starali się ustalić warunki współpracy z Unią, które odbiegają od tych wiążących Wielką Brytanię. Być może zdecydujemy się na status kraju stowarzyszonego. Są modele: Andora, Grenlandia, Liechtenstein – uważa Fabian Picardo, główny minister Gibraltaru.

Poprzedni szef hiszpańskiej dyplomacji, José Garcia Margallo, wysunął inną propozycję. To pomysł „dzielonej suwerenności" Londynu i Madrytu nad Gibraltarem. Obie stolice miałyby wspólnie decydować o obronie, polityce zagranicznej, kontroli granic, migracji i sprawach azylowych enklawy. Ale o takim rozwiązaniu Brytyjczycy, przynajmniej na razie, nie chcą słyszeć.

– Nasz opór przed zmianą statusu Gibraltaru będzie twardy jak skała – ostrzega szef brytyjskiej dyplomacji, Boris Johnson.

Nowy szef hiszpańskiego MSZ Alfonso Dastis pozornie podchodzi do negocjacji o Gibraltar łagodniej.

– Nie postawimy sprawy Gibraltaru w centrum negocjacji. Sytuacja jest jasna, nie musimy występować tu o coś szczególnego: Wielka Brytania opuszcza Unię i Gibraltar opuszcza Unię. Jeśli Gibraltar chce ułożyć sobie życie poza Unią, ma pełne do tego prawo – oświadczył w wywiadzie sprzed kilku dni dla „Financial Times".

Ale w enklawie nie zanikła pamięć o latach 1969–1985 r., kiedy granica z Hiszpanią była zamknięta i terytorium klepało biedę. Słowa Dastisa brzmią więc tu trochę jak szantaż.

Rachunki za emerytów

Trudne będzie też uzgodnienie porozumienia między Madrytem i Londynem w sprawie Brytyjczyków mieszkających na stałe w Hiszpanii. Oficjalnie jest ich około 400 tys., ale prawdziwa liczba jest zapewne dwukrotnie większa, bo bardzo wielu Brytyjczyków nigdy formalnie się w Hiszpanii nie zameldowało. Chodzi przede wszystkich o emerytów, którzy sprzedali wszystko na Wyspach i postanowili spędzić jesień życia w przyjemniejszym klimacie. Dziś, dzięki porozumieniom w ramach Unii, korzystają z darmowej opieki zdrowotnej: rachunki warte ok. 300 mln euro rocznie później reguluje Londyn. Ale po Brexicie nie jest pewne, czy taki mechanizm się utrzyma. Na Wyspy też co prawda wyjechało za pracą sporo Hiszpanów, ale to ludzie młodzi, których roczny koszt opieki zdrowotnej to zaledwie 4,5 mln euro.

Podobny, choć na mniejszą skalę, problem ma Francja, gdzie osiedliło się blisko 170 tys. Brytyjczyków (koszt opieki zdrowotnej to ok. 200 mln euro rocznie). Dlatego jest całkiem możliwe, że Paryż przyłączy się do Hiszpanów w tej części negocjacji.

– Zobaczymy, jak potoczą się te rokowania. Być może niektóre sprawy będą powiązane z innymi. Nie chcemy karać Brytyjczyków za Brexit, ale też nie można ich za to wynagradzać. Przyszły status Wielkiej Brytanii wobec Unii nie może być lepszy niż obecny – mówią francuskie źródła.

Ale także nasz kraj może ostatecznie postawić na całościowe porozumienie, które obejmie wszystkie ważne dla nas punkty dopiero za dwa lata.

– Polska ma liczne interesy w tych negocjacjach: prawa Polaków, polityka rynku pracy po Brexicie, brytyjskie zobowiązania wobec budżetu UE na lata 2014–2020, w końcu relacje handlowe i polityka bezpieczeństwa – przyznaje Konrad Szymański.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1175
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1174
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1173
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1172