To bezpośrednie odwołanie do listu gratulacyjnego Merkel sprzed czterech miesięcy, w którym szefowa niemieckiego rządu zapowiedziała, że owszem, jest gotowa w dalszym ciągu blisko współpracować z Amerykanami ale właśnie wyłącznie w oparciu o “wspólnie wyznawane wartości”. Wówczas to, czy nowy amerykański przywódca będzie przestrzegał zasad państwa prawa czy nawet demokracji, wcale nie wydawało się oczywiste.
Ale to tylko jedno z wielu uspokajających słów, jakie przywódcy obu krajów wygłosili na konferencji prasowej w Białym Domu. Trump zapewnił, że NATO jest dla niego niezwykle ważne, choć jest rzeczą bardzo "niesprawiedliwą" wobec USA, że niektórzy sojusznicy nie płacą należnych składek. Merkel natychmiast przypomniała jednak, że Berlin w 2016 r. zwiększył budżet na obronę o 8 proc. i w ciągu 7 lat jego wielkość osiągnie 2 proc. PKB (z 1,2 proc. PKB obecnie).
Trump powtarzał także, że jest "zwolennikiem wolnego handlu", ale też "sprawiedliwego handlu". Nie omieszkał jednak przypomnieć, że NAFTA jest "całkowitą porażką". Mimo to Merkel, która przyjechała do USA w szefami BMW i Siemensa, wyraziła nadzieję, że w przyszłości Unia Europejska i Stany Zjednoczone powrócą do negocjacji o zarzuconym porozumieniu o wolnym handlu TTIP. Zdaniem kanclerz są możliwe porozumienia handlowe, które dają korzyści i wzrost zatrudnienia obu stron. Podała przykład umowy między UE i Koreą Południową.
Podczas konferencji prasowej ani razu nie padło nazwisko Władimira Putina. Ale prezydent USA podziękował Merkel i Francois Hollande’owi za wysiłki, jakie podjęli aby wynegocjować porozumienie z Mińska. To sygnał, że Waszyngton być może nie zgodzi się na zniesienie sankcji wobec Rosji dopóki warunki umowy w sprawie Ukrainy nie zostaną wprowadzone w życie.
Obydwoje przywódcy starannie unikali wszystkiego, co mogłoby zadrażnić wzajemne relacje. Merkel nie odpowiedział na pytanie o porównanie upadku Muru Berlińskiego i planów budowy przez Trumpa muru na granicy z Meksykiem. Wolała raczej podziękować Amerykanom za pomoc w odbudowie Niemiec po Drugiej Wojnie Światowej. Wskazała tylko, że brak granic wewnątrz Unii jest "czynnikiem pomagającym w utrzymaniu pokoju", choć jednocześnie przyznała, że Wspólnota musi zapewnić lepszą kontrolę granic zewnętrznych.