Coraz więcej krajów UE jest przekonanych, że Moskwa świadomie ingeruje w ich życie polityczne, używając do tego wielkiej machiny propagandowej. Wprost i oficjalnie powiedziała o tym w poniedziałek wieczorem brytyjska premier Theresa May. Mówiła o ingerowaniu w procesy wyborcze, o hakowaniu stron duńskiego Ministerstwa Obrony czy Bundestagu. – Wiemy, co robicie, ale nie uda wam się – zapewniła May.
Nie wspomniała o brexicie, choć coraz więcej wskazuje na to, że Rosja wspierała zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Dla Moskwy każda akcja prowadząca do destabilizacji zachodniego świata warta jest poparcia. To dlatego finansuje partie eurosceptyczne, jak holenderska Partia Wolności czy francuski Front Narodowy. Rosja próbowała zdyskredytować kandydata Emmanuela Macrona w wyborach prezydenckich wiosną tego roku, co jest teraz przedmiotem wewnętrznego dochodzenia. W poniedziałek na posiedzeniu rady ministrów spraw zagranicznych UE na rosyjską ingerencję w wewnętrzne sprawy kraju skarżył się minister hiszpański, jako przykład podając sytuację w Katalonii.
Oskarżona Mogherini
Te wszystkie przykłady prowadzą do większej świadomości zagrożeń płynących z Kremla, których kiedyś bały się wyłącznie państwa Europy Środkowo-Wschodniej, skandynawskie i Wielka Brytania. Teraz problemy zaczęły dotykać państw przyjaznych lub przynajmniej neutralnych wobec Rosji, jak Hiszpania czy Francja, co zwiększa szanse na stworzenie kontrofensywy.
Na razie jednak politycy i organizacje pozarządowe skarżą się, że takim wysiłkom przeciwna jest szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini. Najpierw, w liście z końca października, ministrowie ośmiu państw UE, w tym Polski, zaapelowali do niej o wzmożenie wysiłków, ale nie doczekali się konkretnej odpowiedzi. Kilka dni temu powstała więc tzw. deklaracja praska, pod którą podpisało się już ponad 100 polityków i przedstawicieli think tanków z 22 państw UE. Deklaracja wzywa UE do trzeźwej polityki wobec Rosji, a samą Mogherini do poważnej walki z rosyjską machiną propagandową.
– Co pół roku organizujemy w Pradze konferencje poświęcone tematowi dezinformacji rosyjskiej. I właśnie na ostatniej pod koniec października zorientowaliśmy się, że rośnie przekonanie, iż coś z tym trzeba zrobić na poziomie europejskim – mówi „Rzeczpospolitej" Jakub Janda, szef programu Kremlin Watch w czeskiej organizacji pozarządowej, który jest koordynatorem deklaracji praskiej. Przypomina, że decyzja polityczna zapadła już w marcu 2015 roku, gdy przywódcy UE postanowili stworzyć zespół zajmujący się tym problemem w ramach unijnej dyplomacji. Stratcom powstał i robi wiele dobrego, ale jego potencjał jest bardzo mały.