Amerykanie – zmęczeni informacjami o wojnie w Wietnamie i wielu niepokojach gospodarczych – woleli zasiadać z rodziną przed telewizorem, niż iść do kina. Nikt nie miał wątpliwości, że film potrzebował powiewu świeżości. I przyniosła go Nowa Fala, zwana też często Nowym Hollywood.
Fabryka snów od zarania dziejów regularnie była poddawana dynamicznym zmianom. Nie tylko tym technologicznym, jak pojawienie się dźwięku czy kolorowego obrazu, czyli zmianom, które wyparły film niemy i czarno-biały. Amerykańskie kino wydawało się znajdować skuteczne rozwiązania, które pozwalały utrzymać widownię w salach. Aż do lat 50., gdy hollywoodzka kinematografia zyskała poważnego konkurenta – telewizję. Wraz z jej rozwojem wytwórnie filmowe desperacko szukały zupełnie nowego sposobu na zapełnienie sal kinowych. Ba, koniecznością było przekonanie widzów, że film w kinie to nie to samo, co film w małym odbiorniku domowym. Problem polegał na tym, że młode pokolenie widowni dorastało, a zarządcy wytwórni się starzeli.