Pod koniec II wojny światowej do niewoli Armii Czerwonej dostało się ponad pół miliona japońskich żołnierzy. Rząd Japonii przygotował ustawę, która przewiduje wypłacenie pieniędzy tym, którzy jeszcze żyją – poinformowało radio Echo Moskwy. Chodzi o wojskowych, którzy trafili do obozów w ZSRR i Mongolii.
[wyimek]Wbrew umowom międzynarodowym japońscy jeńcy trafili do radzieckich łagrów, gdzie 60 tysięcy z nich zmarło [/wyimek]
Ustawę, przygotowaną przez rządzącą Demokratyczną Partię Japonii, poparła już opozycja i prawdopodobnie zostanie przyjęta przez parlament w przyszłym tygodniu. Przewiduje wypłatę od 250 tysięcy jenów (2,7 tys. dolarów) do 1,5 miliona jenów (16 tys. dolarów) w zależności od czasu spędzonego w niewoli – podała, powołując się na japońskie media, rosyjska telewizja Wiesti. Według japońskich szacunków ubiegać się o odszkodowania może około 100 tys. osób.
– Działania ZSRR wobec Japończyków były nielegalne – twierdzi Michaił Nosow, historyk Rosyjskiej Akademii Nauk. – Po przystąpieniu do wojny przeciwko Japonii po stronie aliantów sowiecki minister spraw zagranicznych poinformował ambasadora Japonii, że ZSRR przyłączył się do deklaracji poczdamskiej. Oznaczało to, że wszyscy wojskowi, którzy złożyli broń i nie mieli na sumieniu zbrodni wojennych, będą mogli wrócić do domu – tłumaczy Nosow „Rz”. Tymczasem żołnierze i oficerowie, głównie z rozbitej przez Rosjan w Mandżurii Armii Kwantuńskiej oraz z terytoriów Korei i Sachalinu, trafili do obozów pracy w ZSRR i w Mongolii. – To było sprzeczne z międzynarodowymi porozumieniami – mówi Nosow. Około 60 tys., czyli 10 proc., więźniów zmarło w efekcie ciężkich warunków, chłodu i chorób. Pozostali stopniowo wracali do Japonii – ostatni w 1956 roku.
Japończycy trafili do obozów głównie na Syberii, ale także w innych częściach ZSRR. Japońskie transporty pamiętają jeszcze mieszkańcy wioski Ust-Biur na północy rosyjskiej Chakasji.