Harald Ehlert kocha luksus. Kierownik działającej w Berlinie prywatnej firmy Treberhilfe, zajmującej się pomocą biednym, nie wychodzi z domu bez butów z wężej skóry i kapelusza marki Borsalino za 250 euro. Od lat jeździ jaguarem.
Także w pracy chciał się cieszyć komfortem i sprawił sobie rok temu samochód służbowy w postaci maserati quattroporte wraz z szoferem. Tym wozem jeździł do bezdomnych, którym pomaga od ponad 20 lat. I nikt by tego nie zauważył, gdyby były poseł SPD nie został przyłapany przez radar. Przekroczył szybkość o 20 kilometrów na godzinę i dostał mandat w wysokości 80 euro, którego nie chce zapłacić. Wczoraj złożył w tej sprawie skargę do sądu i całe Niemcy się dowiedziały, jak lukratywna może być pomoc bezdomnym.
Związek podatników (BdSt) zażądał prześwietlenia działalności Treberhilfe, twierdząc, że taki wóz służbowy jest „niestosowny”. Podobnego zdania są lokalne władze protestanckie wspierające Treberhilfe, które chcą, by Ehlert jak najszybciej „wyzbył się samochodu”.
Sam zainteresowany nie rozumie zamieszania. – Treberhilfe to firma, a nie stowarzyszenie non profit. Nie mogę wyglądać jak moi klienci. Żaden bank nie udzieliłby mi kredytu – mówi.
Według szefa BdSt to mętne argumenty. – Treberhilfe dostaje wysokie dopłaty z kasy państwowej na pomoc biednym, a nie, by jej szef jeździł maserati – zaznacza Karl Heinz Däke.