A zapowiadało się inaczej. Od wyborów do parlamentu landu Berlin w 2011 roku, w których zdobyli nieoczekiwanie prawie 9 procent głosów, podbijali kolejne landtagi. Mają swoich posłów w parlamentach Kraju Saary, Szlezwiku-Holsztynu i najludniejszego landu, Nadrenii Północnej-Westfalii (zdobyli tam w maju zeszłego roku 7,8 proc. głosów). Ten efektowny marsz pewnie zakończy się w innym ważnym landzie - Dolnej Saksonii. Sondaże wróżą Partii Piratów ledwie około 3-procentowe poparcie w nadchodzących wyborach.
Piraci są ostatnio krytykowani za niejasny program, a także za hipokryzję. Niby walczą o wolność (przede wszystkim wolność w Internecie) i równouprawnienie, niektórzy członkowie płci męskiej używają nawet kobiecych pseudonimów w Internecie. Ale, jak im zarzucają niektóre dziennikarki, w rzeczywistości wielu z nich to seksiści.
Przerażeni sondażami piraci z Hanoweru i innych miast Dolnej Saksonii ostro wzięli się w ostatnim tygodniu za walkę wyborczą. Jeździli autobusami i kolejką podmiejską rozdając ulotki lansujące ich nowy pomysł: trzeba zrezygnować z biletów za przejazdy, powinno się je finansować z podatków.
Co ciekawe, w kilku sondażach dotyczących poparcia w całych Niemczech Partia Piratów ma większe poparcie (bo 4 proc.) niż współrządząca z chadekami Angeli Merkel liberalna FDP (3 proc.).