– Nic nie zagraża trwałości koalicji rządowej – zapewniali wczoraj zgodnie politycy CDU/CSU i SPD. – To początek kampanii wyborczej – komentował wycofanie się Franza Münteferinga z życia politycznego „Welt Online”. Tę opinię podzielali jedynie przedstawiciele opozycji. Wiadomość o dymisji Münteferinga zaskoczyła wszystkich. Jednak mało kto doszukiwał się podwójnego dna w oświadczeniu wicekanclerza, który zapewniał Niemców, że z polityką żegna się z powodów „wyłącznie osobistych”. Nie jest tajemnicą, że ma poważnie chorą żonę. Od jakiegoś czasu poświęcał jej coraz więcej uwagi. Zlikwidował nawet swoje mieszkanie w Berlinie, by każdą wolną chwilę spędzać przy żonie w Bonn. – Respektujemy decyzję Münteferinga. SPD musi wypełnić powstałą lukę – oświadczył Ronald Pofalla, sekretarz generalny CDU.
Luka jest podwójna, bo wicekanclerz był też ministrem pracy. Zdaniem mediów na objęcie schedy po Münteferingu zdecydował się początkowo szef SPD Kurt Beck będący równocześnie premierem Nadrenii-Palatynatu. Nie wzbudziło to jednak zachwytu w partii i Beck szybko się wycofał. Wszystko wskazuje na to, że ministrem pracy będzie Olaf Scholz, były sekretarz generalny SPD, a wicekanclerzem – Frank-Walter Steinmeier, szef niemieckiego MSZ, od niedawna wiceszef SPD.
– Nie ma najmniejszych wątpliwości, że oprócz przyczyn rodzinnych, są i inne powody dymisji wielkiego socjaldemokraty – przekonywała telewizja NTV 24, powołując się na własne źródła.
Dymisja została ogłoszona kilka godzin po nocnych obradach gabinetu Angeli Merkel, podczas których SPD nie zdołała przekonać swych partne-rów z CDU/CSU do koncepcji stopniowego wprowadzania w Niemczech płacy minimalnej. Był to pomysł Münteferinga, który uważał, że takie regulacje będą praktyczną realizacją zasady sprawiedliwości społecznej.
Z trudem przekonał do niej Kurta Becka, który przeforsował na niedawnym zjeździe SPD pomysł częściowego odwrotu partii od liberalnych reform Gerharda Schrödera, których współtwórcą był właśnie Müntefering, bliski współpracownik byłego kanclerza. Na korekty się nie godził, groził dymisją. Ogłosił ją po nocnym posiedzeniu rządu, na którym ustalono wydłużenie czasu wypłaty zasiłków dla starszych bezrobotnych, który Schröder ograniczył.