Dramatyczny film z ostatnich chwil życia Polaka zabitego na kanadyjskim lotnisku porusza do głębi. Ponad wszelką wątpliwość widać na nim, że interwencja kanadyjskich policjantów była brutalna bez powodu. Ten człowiek nie atakował przecież nikogo, miotał się tylko i można go było wziąć pod ręce i wyprowadzić, a nie strzelać paralizatorem. Widać zresztą było, że przed tragicznym strzałem mężczyzna podnosił ręce do góry w geście poddania się, a nie ataku.
Koszmar tego wydarzenia potęgują wcześniejsze okoliczności. 40-letni mężczyzna pierwszy raz w życiu podróżował samolotem, na spotkanie z przebywającą w Kanadzie matką. Nie znał lotniskowych procedur, nie znał języka i po wylądowaniu najzwyczajniej nie mógł sobie poradzić w nieznanym miejscu. Sytuacja przykra, ale wydawałoby się – bezpieczna. To przecież nie był ciemny las pełen wilków, ale wielkie lotnisko z tłumem ludzi. Samotność w tłumie jest jednak najgorsza. Ludzie mijali go obojętnie, a on nie umiał ich zapytać, dokąd ma pójść i jak się w ogóle wydostać z hali bagażowej. Godziny mijały, a on stawał się coraz bardziej bezradny i zagubiony. Na filmie widać, jak nieszczęśnik mocuje się z drzwiami obrotowymi, a potem ze złości rzuca w nie krzesłem. Niewinna, na wpół zabawna historia stopniowo zamienia się w koszmar. Nerwy zaczynają puszczać. Nieszczęśnik chce coś zrobić, żeby zwrócić na siebie czyjąś uwagę, zaczyna się miotać po hali w nadziei, że ktoś się nim zainteresuje, że nadejdzie wreszcie jakaś opieka. No i nadeszła opieka, tyle że wilcza. Zamiast pomocy przyniosła śmierć, przerażająco nagłą i niespodziewaną.
Dobrze, że kanadyjskie media nagłośniły sprawę śmierci Polaka. Miejmy nadzieję, że to przyczyni się do obiektywnego i rzetelnego śledztwa. Trochę dziwi informacja, że śledztwo ma trwać wiele miesięcy, bo nadużycie siły przez policjantów wydaje się oczywiste.
Policja w Kanadzie cieszy się szczególnym prestiżem, ale mam nadzieję, że oczywiste nadużycie władzy nie będzie tolerowane. Sądzę, że u nas sprawiedliwość byłaby jednak bardziej rychliwa i dla mundurowych mniej wyrozumiała. Przypomnijmy sobie sprawę policjanta skazanego na bodaj osiem lat pozbawienia wolności za śmiertelne uderzenie pałką 13-chłopca w czasie rozpędzania chuligańskich zajść po meczu w Słupsku. Nadużył siły i nie było dla niego pobłażania. Skazany też został policjant, który zastrzelił dwóch mężczyzn na warszawskim Bródnie podczas interwencji wobec sprawców rozboju. Tego skazanego ułaskawił w końcu prezydent. A ostatnio mamy jeszcze bardziej spektakularny przykład: aresztowanie siedmiu żołnierzy pod zarzutem zbrodni wojennej w Afganistanie. Tu też nie ma pobłażania dla ludzi w mundurach podejrzanych o nadużycie siły. Skądinąd zaskakuje aresztowanie całej siódemki żołnierzy, w tym szeregowych, którzy przecież byli przez kogoś dowodzeni i wykonywali czyjeś rozkazy. Owszem, zbrodniczych rozkazów się nie wykonuje, ale też odmowa w warunkach bojowych nie jest łatwa, za to według prawa można nawet dostać kulę w łeb.
Mundur, gaz, pistolet – to daje poczucie władzy i siły, niekiedy przesadne. Policjanci czy żołnierze często działają w warunkach ekstremalnych, gdy czasu na myślenie jest mało. Ale myślenie musi być i musi być odpowiedzialność za podjęte działanie i użyte środki. Miejmy nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość zarówno wobec sprawców krzywdy Polaka, jak i wobec sprawców krzywdy Afgańczyków. I niech to będzie przestroga dla innych funkcjonariuszy i żołnierzy, by w swej służbie nie popadali w nadgorliwość, bo jak mówi znane powiedzenie, nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.