Minister spraw wewnętrznych Słowacji publicznie, na antenie telewizji TA3, przeprosił wczoraj obywatelkę Polski. – Ten incydent to nieporozumienie. Będzie miał dyscyplinarne konsekwencje – powiedział Robert Kaliniak.
Balli Marzec przyjechała z Warszawy, by przed Pałacem Prezydenckim w Bratysławie protestować przeciwko składającemu wizytę na Słowacji prezydentowi Kazachstanu Nursułtanowi Nazarbajewowi. Na protest dostała zgodę władz. Jednak gdy w środę zaczęła przemawiać przez megafon, ostrzegając, że „w Kazachstanie prześladuje się demokrację”, kilku policjantów usunęło ją z placu. Wykręcali jej ręce i nogi. Krzyczącą i wijącą się z bólu kobietę nieśli jak worek, po czym wrzucili do samochodu. Całą scenę nagrała telewizja TA3.
Marzec opowiadała potem, że policjanci bili ją w brzuch i twarz. Trafiła do szpitala. Stamtąd na komisariat, gdzie na korytarzu, na stołeczku, przesiedziała 14 godzin. Opuściła go dopiero po interwencji konsul Urszuli Szulczyk-Śliwińskiej.
– Balli Marzec miała widoczne obrażenia na twarzy. Powiedziała, że policjanci byli wobec niej brutalni – przyznała konsul.
Balli Marzec jest w szoku. – Przyjechałam na Słowację, aby demonstrować przeciw dyktatorowi Nazarbajewowi. Zdążyłam powiedzieć, że dziękuję braciom Słowakom za pomoc w organizacji protestu. Nie oczekiwałam, że policja zaaresztuje mnie i pobije – powiedziała przez łzy w rozmowie z „Rz”.