Cel bezprecedensowej wizyty Putina w Mińsku jest zagadką. Ekspertom i dziennikarzom trudno uwierzyć, że rosyjski przywódca poświęci tyle czasu na rozmowy, które zakończą się zawarciem kilku drugorzędnych umów. Próbą wyjaśnienia tej zagadki była sensacja, jaka pojawiła się w rosyjskich mediach w zeszłym tygodniu: podpisana zostanie konstytucja Związku Białorusi i Rosji, a Putin zostanie prezydentem państwa związkowego. Doniesienia te natychmiast zdementowano, ale białoruska opozycja podniosła alarm. Były kandydat na prezydenta Aleksander Milinkiewicz oznajmił, że Białoruś może stracić niepodległość. Opozycjoniści zorganizowali w Mińsku i w Brześciu demonstracje przeciw wizycie Putina; OMON zatrzymał kilkunastu pikietujących. Zdania komentatorów co do tego, czy scenariusz zjednoczeniowy jest w ogóle możliwy, są podzielone.
– Moskwa chce być w większym stopniu obecna na Białorusi, Mińsk zaś pragnie dostawać pomoc gospodarczą, ale i zachować suwerenność – przekonywał białoruski politolog Aleksander Kłaskouski.
Jego rosyjski kolega Michaił Remizow uważa z kolei, że to sam Putin podsyca spekulacje na temat swej roli w polityce po zakończeniu kadencji.
Część komentatorów dopatruje się w wizycie Putina drugiego dna. Rosyjski politolog Andriej Suzdalcew radził “Rz” przyjrzeć się składowi rosyjskiej delegacji. – Nieprzypadkowo jest w niej następca Putina Dmitrij Miedwiediew – podkreślił. Może zatem chodzić o deklarację lojalności Łukaszenki wobec następnego gospodarza Kremla.
Zdaniem większości ekspertów Kreml chce wymusić na Łukaszence jakąś poważną przysługę. Cena za odmowę jest znana. Kilka dni temu rosyjskie Ministerstwo Paliw i Energetyki ogłosiło, że cena gazu dla Białorusi w 2008 roku może wynieść 125 dolarów za 1000 m sześc. Gazprom tymczasem nie wycofuje się z zapowiedzi, że gaz będzie kosztować 167 dol.