Grozi mu nawet dożywocie. Chłopak powtarza, że jest niewinny. Wierzy w to także rodzina i dziesiątki znajomych, którzy zaangażowali się w jego obronę.
Jakub studiował prawo na poznańskim uniwersytecie. Latem 2006 roku wybrał się do Anglii, gdzie znalazł pracę w hotelu. Zamieszkał z siostrą i koleżankami. Pewnego wieczoru wybrali się na dyskotekę. Kiedy wracali do domu, Jakub odłączył się od towarzystwa. Poszedł do hotelu, by kupić papierosy. Siostra kilkakrotnie do niego dzwoniła. Kilkadziesiąt minut później spotkali się w mieszkaniu. Pod koniec sierpnia Jakub wrócił do Polski. W listopadzie zadzwonił do niego policjant z Exeter. Poinformował go o gwałcie i poprosił, by chłopak poddał się badaniu DNA. W lutym 2007 Jakub został zatrzymany. Usłyszał zarzuty: gwałt, rozbój i usiłowanie zabójstwa (z dwóch ostatnich prokuratura się potem wycofała). Trafił do aresztu. W kwietniu został deportowany do Wielkiej Brytanii. Na proces czeka w więzieniu o zaostrzonym rygorze.
Po drugim badaniu DNA wycofano zarzuty o rozbój i usiłowanie zabójstwa
W sprawie jest wiele niejasności. Według wstępnych ustaleń gwałtu miał dokonać mężczyzna ubrany w biało-czerwoną koszulkę miejscowego klubu piłkarskiego. – Kuba nigdy takiej koszulki nie miał, nie interesował się piłką nożną – mówi jego siostra.
Brytyjscy śledczy przedstawiają poważny dowód– próbki DNA pobrane z ciała ofiary. W ich miarodajność wątpi jednak obrońca Jakuba. – Próbka została pobrana trzy dni po gwałcie. Potem mogła zostać uszkodzona. Poza tym lekarz, który dokonywał badania, został potem zawieszony za fałszowanie dokumentacji w innych sprawach – argumentuje mecenas Mariusz Paplaczyk. Co więcej, kolejne próbki DNA dały inne wyniki. – Śladów genetycznych, które wskazywałyby na mojego klienta, nie znaleziono ani na torebce kobiety, ani na jej ubraniu. Do Jakuba nie należała też krew odkryta na jej ciele – mówi Paplaczyk. Po tych wynikach wycofano zarzuty o rozbój i usiłowanie zabójstwa.