27 stycznia każdego roku to dzień pamięci ofiar Holokaustu. – Karnawałowy pochód w takim dniu to nie tylko zniewaga dla ofiar. Tego rodzaju wydarzenie kładzie się cieniem na kulturę pamięci naszego społeczeństwa – twierdzi Salomon Korn, wiceprzewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech. Rada domaga się więc odwołania całej imprezy.
Jednak nikt nie ma zamiaru ulec presji środowisk żydowskich. Burmistrz Monachium udowadnia, że ustanowiony 12 lat temu w Niemczech dzień pamięci ofiar Holokaustu nie jest dniem świątecznym i życie tego dnia toczy się jak zwykle. A karnawał to samo życie, eksplozja radości i uświęconej tradycją powszechnej wesołości. To strugi piwa, kiełbaski i dzień, w którym wszystkim wolno wszystko. W takim dniu mało kto będzie psuł sobie zabawę pamięcią o 27 stycznia 1945 r., kiedy Armia Czerwona wyzwoliła Auschwitz, a świat otrzymał niezbite dowody największej zbrodni w dziejach ludzkości.
– Dopóki w czasie pochodów karnawałowych nie pojawiają się tony antysemickie, wszystko jest w porządku – ocenia „Süddeutsche Zeitung”. Największy w Niemczech pochód karnawałowy w Kolonii odwołano w historii zaledwie trzy razy: w 1991 roku, kiedy rozpoczęła się wojna w Zatoce Perskiej, oraz w latach 1931 – 1932 w czasie wielkiego kryzysu. W Monachium pochodów przed dziesiątkami lat nie było, a w 1991 roku odbył się przed wybuchem wojny.
– Nie jest to żaden sygnał zapomnienia, grubej historycznej kreski, ale niefortunny zbieg dat. Władze Monachium powinny były jednak ustąpić – twierdzi historyk Hans Lemberg, autor niezliczonych prac o okresie nazistowskim. Burmistrz wymógł jedynie na organizatorach zmianę trasy pochodu przebierańców, który szerokim łukiem ominie plac Ofiar Narodowego Socjalizmu.
Nie zadowala to mieszkających w Niemczech Żydów (jest ich około 100 tysięcy). Centralna Rada Żydów od dłuższego czasu skarży się, że coraz trudniej jej przeforsować niektóre projekty. Z jednej strony rząd i wiele miast nie szczędzą pieniędzy na restaurację synagog. Z drugiej, w dużej mierze państwowa firma, jaką jest Deutsche Bahn (niemiecka kolej), przez dłuższy czas opierała się propozycjom umieszczenia na dworcach plakatów dokumentujących udział kolei w wywózce Żydów do obozów zagłady. Pomogła dopiero interwencja Angeli Merkel.