O uznaniu niepodległości będą decydować indywidualnie państwa członkowskie. Niewykluczone, że większość państw UE dokona tego jednocześnie. W skład grupy popierających wchodzi przynajmniej 20 państw, w tym Polska. Jak mówią unijni dyplomaci, byłby to znak, że Wspólnota jest jednak bardziej zintegrowana niż 16 lat temu. Wtedy Słowenię i Chorwację jako pierwsze uznały Niemcy, a dopiero po dwóch tygodniach dołączały do nich inne kraje.
Prawdopodobnie już w sobotę do Kosowa uda się unijna misja policyjno-sądowa nazwana EULEX. Licząca początkowo 1800 osób ma pomóc w budowie systemu prawnego, który respektowałby prawa mniejszości narodowych. Misję poparły właściwie wszystkie państwa UE, choć Cypr nie wprost. Argumentują, że uzasadnieniem dla niej jest rezolucja ONZ, ta sama, na podstawie której od 1999 roku region znajduje się pod zarządem międzynarodowym. W piątek do późnej nocy trwały ostatnie ustalenia między unijnymi stolicami. Faktycznie wielu unijnych policjantów już w Kosowie jest, ale dopiero gdy Kosowo ogłasza niepodległość, można zdecydować o stworzeniu osobnej unijnej misji.
Na wspólnym poparciu dla misji kończy się jednak unijna jednomyślność. Spór o Kosowo pokazuje, jak trudno w Unii prowadzić wspólną politykę zagraniczną. Pierwszy problem to stanowisko Cypru. Jedno z najmniejszych państw UE jest źródłem wielu kłopotów w podejmowaniu strategicznych decyzji. Wcześniej Nikozja blokowała rozpoczęcie negocjacji członkowskich z Turcją. Teraz sprzeciwia się uznaniu niepodległości Kosowa, obawiając się o losy znajdującej się pod władzą turecką północnej części wyspy. Skoro można uznać Kosowo, to daje to większą legitymizację secesjonistom z północy wyspy, uznawanym dziś tylko przez Turcję.
Na nic zdają się zapewnienia, że Kosowo jest wyjątkiem i nie stworzy precedensu w polityce międzynarodowej. Zarówno wysłannik ONZ, Martti Ahtisaari, jak i unijni politycy utrzymują, że po etnicznych czystkach Albańczyków z Kosowa trudno mówić o możliwości sprawowania władzy w tej prowincji przez Serbię.
Kierująca obecnie Unią Słowenia, która najlepiej zna meandry bałkańskiej polityki, przypomina, że Kosowo było quasi-republiką Jugosławii i zasługuje na niepodległość. Jak mówią Słoweńcy, za 20 lat, biorąc pod uwagę trendy demograficzne,w Kosowie serbska mniejszość przestanie się liczyć. Prędzej czy później doszłoby zatem do ogłoszenia niepodległości. I lepiej dla samej Serbii, żeby odbywało się to pod kontrolą międzynarodową, która zapewni ochronę praw Serbów w Kosowie. Te argumenty trudne są do przyjęcia dla krajów, które mają problemy z mniejszościami w swoich granicach. Otwarcie mówiła o tym Rumunia, obawiająca się żądań ze stron Węgrów w Siedmiogrodzie.