Nazwisko jednego z dziennikarzy „Berliner Zeitung” figuruje w aktach Stasi i przedostało się do wiadomości publicznej z powodu badań prowadzonych w Urzędzie ds. Akt Stasi przez dziennikarzy jednego z niemieckich tygodników. Drugi z redaktorów sam się przyznał na poniedziałkowym kolegium redakcyjnym.
– Obaj dziennikarze dobrze wykonywali swoje obowiązki, ale nie sposób bagatelizować ich szpiegowskiej działalności. Nasz dziennik nie może stracić wiarygodności – twierdzi Josef Depenbrock, redaktor naczelny „Berliner Zeitung”, gazety, która należy do grupy Mecom (tak jak 51 proc. „Rzeczpospolitej”).
Kierownictwo dziennika niemal natychmiast postanowiło, że trzeba zlustrować wszystkich pracowników. Już zaczęło badać prawne możliwości. – Nie jest to proste. Prawo nie przewiduje lustracji pracowników prywatnych przedsiębiorstw – tłumaczy Andreas Schulze, rzecznik Urzędu ds. Akt Stasi.
Dwaj byli agenci zostali już zawieszeni w pełnieniu obowiązków. Jeden z nich, Thomas Leinkauf, był agentem Stasi w czasach studenckich. Pisał donosy na swych kolegów i znajomych.
W „Berliner Zeitung” zajmował ostatnio kierownicze stanowisko. Dwa miesiące temu krytykował na łamach dziennika działalność Hubertusa Knabego, dyrektora Muzeum Ofiar Stasi, i uchodził za tropiciela byłych agentów.