Po entuzjastycznym i godnym głowy państwa przyjęciu w Berlinie demokratyczny kandydat na prezydenta USA Barack Obama przybył w piątek nad Sekwanę. W Paryżu nie przewidziano wiecu podobnego do tego w Niemczech, gdzie Obamę oklaskiwało 200 tys. ludzi, ale francuskie władze ochoczo demonstrowały swoją sympatię dla ciemnoskórego polityka.
– Obama? To mój kumpel – powiedział prezydent Nicolas Sarkozy w wywiadzie dla „Le Figaro”. – W przeciwieństwie do moich doradców nigdy nie wierzyłem w sukces Hillary Clinton. Zawsze sądziłem, że to Obama będzie nominowany – zapewniał. Według francuskich politologów, afiszując się swoją „przyjaźnią” z amerykańskim senatorem, prezydent Sarkozy chce sobie poprawić kiepskie notowania w sondażach.
We Francji, podobnie jak w Niemczech, coraz bardziej widoczne są objawy obamomanii. Kandydata demokratów czynnie wspiera wiele znanych osób, m.in. kreatorka mody Sonia Rykiel i znany filozof Bernard Henri- Lévy. Sondaże pokazują, że przygniatająca większość Francuzów woli Obamę od kandydata republikanów Johna McCaina. W całym kraju komitety poparcia dla senatora z Illinois rosną jak grzyby po deszczu.
W samym tylko Lyonie w Komitecie Przyjaciół Baracka Obamy działa ponad 1000 osób. Szef grupy, psychiatra dr Patrice Schoendorff mówi, że zwycięstwo ich idola będzie ważne również dla Francji. – To polityk czarny, co u nas jest dziś nie do pomyślenia. Francja ma 20 lat opóźnienia w stosunku do USA pod tym względem – tłumaczy. Na przedmieściach francuskich miast, zamieszkanych w dużej części przez czarnych imigrantów, kandydat demokratów cieszy się szczególnie dużą popularnością.
Emocje studzą niektórzy eksperci. – Obama nie może odwzajemnić Francji tej miłości. Byłoby to bowiem źle widziane na środkowym zachodzie USA, gdzie frankofilia nie ma się najlepiej – mówi Francois Durpaire, współautor książki „Ameryka Baracka Obamy”.Po spotkaniu z Sarkozym senator wyruszył w piątek w ostatni etap swej podróży – do Londynu, gdzie miał się spotkać z premierem Gordonem Brownem. Europejska miłość do Obamy ma wymierny wyraz w jego funduszach na kampanię. Od Amerykanów mieszkających w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii Obama dostał niemal dziesięć razy więcej pieniędzy niż John McCain. Demokrata zgarnął milion dolarów, republikanin zaledwie 150 tysięcy.