Turyści zwiedzający Berlin w pobliżu Bundestagu natrafiają na kilkanaście białych krzyży zawieszonych na płocie. Są na nich nazwiska uciekinierów z NRD, których zastrzelili żołnierze podczas próby ucieczki. Cel szczytny, ale kłopot z autorem przedsięwzięcia.
Jest nim 66-letni Gustav Rust. Spędza przed swą wystawą kilka godzin dziennie, sprzedaje podejrzane książki i broszury prawicowych ekstremistów, nierzadko wdaje się w bójki z turystami, którzy ośmielają się nie podzielać jego poglądów. Niedawno pobił polską turystkę, a kilka miesięcy wcześniej karetka odwiozła spod Bundestagu do szpitala starego człowieka, któremu Rust przemieścił szczękę. Został skazany na cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu, bo – jak uznał sąd – Rusta trapią koszmary więzienne i nie jest w stanie zapanować nad emocjami. Człowiek ten spędził w więzieniach NRD w sumie ponad dziewięć lat. Nie tylko dlatego, że otwarcie krytykował komunizm.
Dziś wygłasza pod Bundestagiem m.in. takie opinie: „Holokaust, Holokaust, Holokaust! Ale o tym, co zrobiono Niemcom, się nie mówi”. Na swym straganie sprzedaje książkę „Śmierć mówiła po polsku. Zbrodnie na Niemcach 1919 –1949”. Ma własną wizję historii. „Faszyzmu w Niemczech nigdy nie było. Był jedynie narodowy socjalizm” – przekonuje. Propaguje miesięcznik Związku Wypędzonych (BdV). Ziomkostwa Ślązaków i Prus Wschodnich składają w dowód wdzięczności wieńce pod wystawą Rusta w rocznicę powstania muru berlińskiego.
„Ten człowiek kompromituje Berlin” – pisał niedawno „Spiegel Online”. Nic mu jednak nie można zrobić. Administracja Bundestagu umywa ręce. Policja interweniuje niechętnie, bo ma inne sprawy na głowie. Władze miasta zasłaniają się brakiem odpowiednich przepisów.
– Sam się z nim nie uporam. Groził już moim współpracownikom użyciem siły – mówi Harald Büttner, szef Zarządu Dróg i Zieleni.