– Trzeba przywrócić pokój i położyć kres tej rzezi niewinnych – przekonywał prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili. Podkreślił, że zagrożone jest istnienie Gruzji i zaapelował do świata o pomoc w rozwiązaniu konfliktu. Choć Gruzini wycofali wojska z Osetii Południowej i ogłosili jednostronne zawieszenie broni, Moskwa nie chce rozmawiać. Dysponujący 10 tysiącami żołnierzy, setkami czołgów i wozów pancernych oraz bombowcami Rosjanie kontrolują już większą część Osetii Południowej. W wyniku trzech dni zaciekłych walk Cchinwali legło w gruzach, ponad dwa tysiące ludzi zginęło. A Rosja i Gruzja wzajemnie oskarżają się o “czystki etniczne”.
Rosyjskie lotnictwo i artyleria zbombardowało Gori oraz lotniska koło Tbilisi i port w Poti. Ku wybrzeżom Gruzji wyruszyły okręty desantowe. Choć oficjalnie miały służyć do ewakuacji uchodźców, wieczorem wysadziły w Abchazji cztery tysiące żołnierzy. Wcześniej prezydent samozwańczej republiki Abchazji Siergiej Bagapsz wysłał na Gruzinów tysiąc żołnierzy, którzy uderzyli w wąwozie Kodori.
Wieczorem w Tbilisi z Saakaszwilim spotkał się Bernard Kouchner, szef dyplomacji Francji, która przewodniczy obecnie UE. Przedstawił trzypunktowy plan rozwiązania konfliktu. Wcześniej rozmawiał o nim z prezydentem Sarkozym Lech Kaczyński. – Działania sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej na terytorium Osetii Południowej są sprzeczne z prawem międzynarodowym. Są w istocie aktem agresji – uważa polski prezydent. Również szef litewskiej dyplomacji Petras Vaitiekunas oznajmił, że Rosja “przekroczyła wszystkie czerwone linie”. A szef MSZ Szwecji Carl Bildt nie uznał tłumaczeń Rosji, że “musiała bronić swoich obywateli”: Mamy powody, by przypomnieć, że Hitler używał tej samej doktryny, by zaatakować znaczne obszary Europy Środkowej.
Zdaniem USA Kreml chce obalić prezydenta Gruzji. Siergiej Ławrow, szef rosyjskiej dyplomacji, miał to zasugerować podczas poufnej rozmowy z Condoleezzą Rice.
W samym Tbilisi w nocy z niedzieli na poniedziałek trudno było odczuć zagrożenie. Patrole policji bardzo nieliczne. Stare Miasto oświetlone różnobarwnymi światłami, jakby prowokujące lotnictwo wroga. Mimo stanu wojennego o wpół do trzeciej nad ranem po głównych ulicach jeździło sporo samochodów, a na straganach można kupić papierosy, napoje i prażone nasiona słonecznika. – Czego tu się bać, coś tam spadło w okolicy zakładów remontujących samoloty, ale wojna do nas nie przyjdzie – mówi wąsaty właściciel straganu niedaleko budynku parlamentu. Przed samym parlamentem stało kilka samochodów z gruzińskimi flagami na dachach, a obok krzątali się młodzi ludzie, zapewniający, że Gruzja łatwo się nie podda.