Dziennik „Yediot Ahronot” opisał dziwaczne prośby, z jakimi do swoich ambasad zgłaszali się Izraelczycy. Według gazety biją oni ostatnio wszelkie rekordy tupetu. Do jednego z konsulatów Izraela w Europie zadzwoniła na przykład pewna pani, której syn podróżuje po tym państwie. – Niestety, spóźni się na samolot. Proszę wstrzymać lot, dopóki nie przyjedzie – zażądała. Konsul musiał długo ją przekonywać, że nie ma uprawnień, które pozwoliłyby mu decydować o godzinach odlotu samolotów.
W innym przypadku dwóch młodych Izraelczyków wybrało się na wycieczkę na granicę Hiszpanii z Francją. Jeden z nich złamał nogę i został zabrany przez helikopter. W zamieszaniu zginął plecak rannego. Mama kolegi zadzwoniła więc do konsula, żeby posłał helikopter po plecak. Rekord tupetu pobił jednak Izraelczyk, który żądał pomocy w zaszczepieniu psa. – Izraelczycy najwyraźniej nie do końca zdają sobie sprawę, jakie są obowiązki konsulów – komentował pracownik izraelskiego MSZ.